czwartek, 16 lipca 2015

Po zawodach

W ciągu ostatnich 3 tygodni miałem okazję odwiedzić 3 rowerowe imprezy Wombat Dirt Jumping Cup w Wodzisławiu Śląskim, Rybnik Four Cross Cup w Rybniku i Beskidia Downhill Cup w Ustroniu, na Palenicy. W każdej z tych imprez występowałem w innym charakterze. W Wodzisławiu byłem pomagierem, w Rybniku zawodnikiem, a na Palenicy widzem.

Wombat Dirt Jumping Cup był ekstra. Zawody były rozplanowane na cały dzień, a upał był niesamowity. Przez chwilę nawet baliśmy się, że z tego powodu frekwencja nie dopisze ale jak przyszło do finałów to rynek się zapełnił. Nawet pani pracująca w Żabce powiedziała, że specjalnie poszła na rano, żeby zobaczyć zawody. Widok z platformy startowej, na pełen ludzi rynek sprawia, że od razu pojawia się uśmiech na ustach i cieszysz się, że tylu przypadkowych ludzi chce oglądać rowerowe akrobacje. Zawodnicy też nie zawiedli. Bardzo dobrze, że nie trzeba sprowadzać gwiazd zza granicy, żeby oglądać przejazdy na wysokim poziomie - nasi rodzimi dirtowcy potrafią zrobić bardzo dobry show. Muszę też powiedzieć, że zawsze wydawało mi się że to trochę gwiazdki i buce, ale tak na prawdę pierwszy raz miałem z nimi bezpośredni kontakt i okazało się, że to jednak w porządku chłopaki :) Zawody stały na bardzo wysokim poziomie, niezły był też konkurs na best trick, w którym rozkręcili się Czesi, a szczególnie Dan Miler, który zrobił double backflipa i kompletnie szalony trik - cork 720 no hander (a może to był 360 backflip no hander - nie bardzo odróżniam ;)). Trochę poznałem cykl Wombat DJC od kuchni i jestem pod wrażeniem niezwykle profesjonalnego podejścia do spraw zawodników. Jest to na takim poziomie, jakiego w Polsce nigdy wcześniej nie widziałem, ale kto wie - może po prostu za mało widziałem. Szkoda, że pewnie nie będzie już szansy wprowadzić podobnych standardów w 4X, ale może kiedyś się uda z powoli rozwijającym się BMX Racingiem. Oby. Ważne, że impreza w Wodzisławiu Śląskim wypadała na tyle dobrze, że zapowiada się, że za rok tam powróci. I to chyba z jeszcze większą pompą :)

Widok z podestu startowego na Wodzisławski rynek podczas DJC

Kolejne zawody to moja ulubiona liga Rybnika, czyli Rybnik Four Cross Cup, ostatnia ostoja four crossu w kraju, w której zawsze z przyjemnością biorę udział. Oczywiście jest to impreza maksymalnie lokalna, na którą co prawda czasem wpadają goście z poza miasta, ale którą niestety czasem olewają nawet miejscowi zawodnicy. Jednak chyba jeszcze nigdy nie było tak, żeby się ósemka nie zebrała, a to wystarczy do ścigania. Tym razem osób było 10. (W sumie jak popatrzeć na jakieś polskie bmx racingi czy kat. Elita w dh, to 10 osób to nie jest jakoś super mało). 10 osób wystarczy, żeby zrobić 5 wyścigów dla każdego (prócz tej nieszczęsnej dwójki która musi odpaść w eliminacjach). Ja na szczęście eliminacje przeszedłem, więc od razu był półfinał, a z moją formą to już nie przelewki... W półfinale Szymon Smołka i Arek Holewik, pierwszego wiadomo, że nie dogonię ale pokonać tego drugiego to był mój cel. Arek ostatnio jest na fali - odnosi co raz więcej sukcesów, w tym między innymi wicemistrzostwo Polski w bmxach z przed tygodnia. Trochę się więc zdziwił jak mu uciekłem ze startu i już do końca nie dałem się wyprzedzić, co tak na prawdę uznaję za swój największy sukces tego dnia :) No i udało się, był finał - pierwszy od dawna. I tu mega niespodzianka - impreza lokalna, a ja poczułem straszną tremę - stres i nogi miękkie. Zupełnie się tego nie spodziewałem. Bardzo chciałem ale nie umiałem. Start fatalny. Gdyby nie gleba Pawła na pierwszej bandzie to na bank skończyłbym na czwartym miejscu. No ale nie ma co się dziwić - jak się tak nie wiele jeździ na rowerze, to obecność w finale ligi rybnika, to coś na prawdę wielkiego! Zresztą nawet jak byłbym czwarty to i tak bym się cieszył, a że udało się skończyć wyżej to już maksymalny powód do dumy. Kocham Rybnik Four Cross Cup, bo tu zawsze dzieje się coś nieprzewidzianego.

Podium Ligi Rybnika


Trzecie zawody, które odwiedziłem to Beskidia Downhill Cup. Tu byłem tylko pooglądać zmagania kolegów. Po trasie nie jeździłem, ale wydawała się dość prosta. Nie było takich miejsc w których stałbym i trzymał się za głowę zastanawiając jak to możliwe, że oni to przejeżdżają z taką prędkością. Generalnie oglądanie zawodów dh, czy to w relacjach z pucharu świata, czy to na żywo przez większość czasu jest nudne - nie to co umierający four cross :( Ale zwiedziłem trasę, zrelaksowałem się na polance, więc było okej. Koledzy mówią, że im sie podobało, że trasa dobra i że zawody są w porządku, więc im wierzę. Wydaje mi się jednak, że był trochę niska frekwencja, że brakowało kilku najlepszych zawodników. Nie jestem w temacie ale wygląda to z zewnątrz jakby zaczęły się robić jakieś podziały i jedni jeżdżą tylko tu, drudzy tam, a inni wcale. A może po prostu generalnie mniej ludzi startuje w zawodach i stąd to wrażenie. Dla mnie beskidia całkiem fajna - wydawało mi się, że panuje taki luźny przyjazny klimat. Kto wie, może też kiedyś wezmę udział, choć jakoś do zawodów zjazdowych specjalnie mnie nie ciągnie.

Relaks na polance z widokiem na trasę
 
Także trochę się w kraju dzieje. Do tego za tydzień w niedzielę, ścigamy się w ramach ligi Rybnika w Wodzisławiu podczas otwarcia toru bmx racing. Potem może pojadę do warszawy na trzecią i ostatnią w tym roku edycję Wombat Dirt Jumping Cup, a dalej się zobaczy.

Pozdrawiam

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz