Gdzieś pod koniec maja na jednej z facebookowych grup pojawiło się ogłoszenie, że ktoś szuka chętnych na wyjazd rowerowy do Francji. Konkretniej do Chatel. Długo się nie zastanawiałem, tym bardziej, że cena była atrakcyjna, Napisałem, zapłaciłem i z niecierpliwością czekałem na wyjazd.
1400km w pełnym, 9 osobowym busie ciągnącym przyczepę z jedenastoma rowerami i trzema na dachu, to nie jest nic przyjemnego. Tym bardziej jak do dyspozycji masz niesamowitą moc 80 koni mechanicznych... No ale da się przeżyć. Na szczęście cała droga to autostrada, więc po prostu trzeba było to jakoś przeczekać i wymęczyć. Z Wrocławia dojechaliśmy z przerwami w jakieś 15h.
Chatel to małe alpejskie miasteczko z kościółkiem, kilkoma sklepami sportowymi, basenem i kilkoma innymi punktami wydawania pieniędzy, których nawet nie odwiedzaliśmy, bo z naszą polską wypłatą to poszaleć tam za bardzo nie można. Wszystkie domy w miasteczku są drewniane, ale nowoczesne i wyglądają bardzo ładnie. Nasza kwatera też okazała się kozacka. Nowy apartament na 12 osób, 3 łazienki z prysznicem i dwie toalety, sauna, nowoczesna kuchnia z płytą indukcyjną, zmywarką i mikrofalówką. Do tego klima, 40'' telewizor (jak się okazało we Francji w TV puszczają relacje z Pucharu Świata DH!), wifi, pralka i suszarka. Zużycie prądu dowaliliśmy takie, że aż korki wysiadały. No i jakby kto pytał, to potwierdzam, że fińska sauna całkiem dobrze nadaje się do suszenia butów. A jakbyście chcieli kiedyś zrobić sobie taras z kompozytowych desek tarasowych, to odradzam - strasznie trudno zmyć z tego tłuszcz z grilla i olej do amortyzatorów. Francja zrobiła na mnie doskonałe pierwsze wrażenie.
Jeśli ma się wykupiony nocleg, to karnet dla rowerzysty na 6 dni, czyli tak zwany Multipass kosztuje około €100. W cenie mamy dostęp do wszystkich wyciągów i bikeparków w okolicy. A jest tego sporo. Chatel, Morzine, Super Morzine, Les Gets + te po szwajcarskiej stronie, czyli Champéry, Val-d'Illiez, Morgins and Champoussin. Do tego w cenie karnetu wstęp na basen, miejski autobus i pewnie jakieś inne aktywności, o których nie wiem. Nie ma co nawet rozkminiać czy za taką cenę warto, czy może lepiej pojechać 8 razy na Palenice. No bo po co jechać aż do Francji skoro tam mamy 12 tras? :))
My tych wszystkich bikeparków niestety nie odwiedziliśmy. Duża w tym zasługa tragicznej pogody. Pierwsze dwa dni była lampa i 30 stopni, a następne trzy padał deszcz. W czwartek szczyty najwyższych gór obsypał śnieg, a i przy górnym wyciągu w Chatel można było go zauważyć. No ale tak to niestety bywa. Dlatego podczas wyjazdu jeździliśmy tylko w Chatel, Morzine i Super Morzine. Chcieliśmy jeszcze pojeździć w Les Gets, ale była duża kolejka i nie chciało się nam czekać. Moja jazda wyglądała więc tak: niedziela, poniedziałek: Chatel, wtorek: FIFA 2016, środa: Morzine w deszczu i w bagnie, czwartek: przejażdżka rowerem pod wyciąg do Chatel i dwa zjazdy, piątek: Morzine, Super Morzine, próba Les Gets i jeden zjazd w Chatel.
Opiszę trochę jak tam jest, ale tak bardziej ogólnie. Wszystkich tras nie będę opisywał, bo musiałbym wydać książkę.
Chatel to chyba największy z wymienionych bikeparków. Jest w nim od groma tras, i trzy wyciągi (dwa do góry i trzeci z drugiej strony). Jak wjeżdżamy pierwszym to już od niego mamy tyle tras, że zdecydowanie wystarczy żeby się najeździć. A wjeżdżając jeszcze wyżej drugim, zyskujemy kolejne możliwości. Swoją drogą jak wjechałem tym drugim, to kopara mi opadała. Widoki takie, że mógłbym tam siedzieć cały dzień i tylko patrzeć.
Trasy zbudowane dla ludzi. To znaczy i dla ludzi i dla wariatów, bo każdy znajdzie tam coś dla siebie. Jak jesteś zwyczajnym rowerzystą, to możesz tam pojeździć po dobrze zrobionych bandach, polatać stoliki, gapy, step-up'y i dropy, ale wszystko możesz sobie ominąć lub pojechać inną fajną trasą. Jak jesteś trochę lepszy, to możesz się wybrać na jedną z czarnych, stromych zjazdowych propozycji. Znajdą się też wolniejsze, nie tak strome z korzeniami itp, przystępniejsze do roweru enduro. Ja byłem tam właśnie rowerze enduro (160/160) i nie powiedziałbym, żeby była to jakaś przeszkoda do tego by się dobrze bawić. Czasem pewnie duży full byłby lepszy ale endurówka całkiem spokojnie daje tam radę. Po prostu odpuszczałem stromizny i chodziłem na inne traski.
W Chatel jest też kilka na prawdę hardkorowych rzeczy jak np czarna trasa Zougouloukata. Na tej trasie oprócz dropów jest niemała hopa przez rzekę na którą napędzamy się skacząc po drodze ciekawą hopę z czegoś co przypomina podkład kolejowy wbity w ziemię.
(nie, to nie mój filmik)
Nie dane było nam niestety spróbować świeżo wybudowanego a-line'a który z wyciągu wyglądał na niesamowicie płynną i zajawkową trasę. Bandy pionowe, sporo hopek, wszystko idealnie wygładzone i ubite. Patrzyłem na to i byłem pełen podziwu dla tego ile ktoś musiał włożyć pracy w przygotowanie tej trasy. Wyglądało to przepięknie, ale niestety otwarli dopiero po naszym powrocie.
Nie ma co dużo gadać - w Chatel na prawdę jest co robić. Raz idziesz na bandy, raz na hopki, innym razem na korzenie, a jak masz ochotę to możesz też iść na kładki, które mnie osobiście trochę przerażały, bo bujały się jak szalone. I cały czas ktoś tam coś poprawia, dorabia itd. Klasa!
Morzine
W miejscowości Morzine są dwa bikeparki na przeciw siebie. Mam nadzieję, że nic nie mylę, ale jeden to po prostu Morzine, a drugi to Super Morzine. W Morzine po ulewach było średnio, ale dało się jeździć. Poza górną częścią czarnej trasy, gdzie było bardzo ciężko na śliskich korzeniach, dalej było całkiem spoko i trasa bardzo mi się podobała. Są tam jeszcze inne, bardziej flowowe linie, ale ich nie sprawdziliśmy, bo jako że dwa dni wcześniej odwiedziliśmy Super Morzine, gdzie mimo bagna bardzo się nam podobało, postanowiliśmy właśnie tam się udać na resztę dnia. Bo w Super Morzine jak sama nazwa wskazuje jest super. Zajawkowe bandy, dużo hopek, ekstra czerwona trasa i ekstra czarna. Doskonale się tam można wybawić. Tras jest mniej niż w Chatel ale fun chyba większy. Do tego jest tak, że pojeździsz zarówno jak jesteś amatorem jak i kozakiem. Ludzie, którzy zbudowali to miejsce wykonali na prawdę kawał dobrej roboty. Dodatkowego uroku temu miejscu dodawały chodzące po trasie krowy, choć nie wiem czy chciałbym taką spotkać na lądowaniu największej hopy. Mi w Super Morzine jeździło się mega przyjemnie.
Mimo kiepskiej pogody i tak się w ten tydzień najeździłem. Jedyne czego szkoda, to tego, że nie pojeździliśmy w Les Gets, czyli tam, gdzie ostatnio był Crankworx. Wydaje mi się, że tam również mogło być całkiem dobrze. Jako ciekawostkę dodam, że w piątek do Morzine pojechaliśmy samochodem - jest to to jakieś 70km, a wróciliśmy górami i to w podobnym czasie. We Francji infrastruktura narciarsko rowerowa jest niesamowita i myślę, że u nas czegoś takiego nigdy się nie doczekamy (chciałem napisać, że przez co najmniej 20 lat, ale jak się zastanowiłem, to myślę, że nigdy). W Morzine zjechaliśmy przygotowaną trasą familijną (były na niej jakieś wałki itp), pod inny wyciąg. Nim znów gdzieś do góry, potem trochę dojazdówką i tam czekała na nas znów jakaś przygotowana trasa pośrodku niczego (a na niej dodatkowo gość w koparce, który coś poprawiał). Tą trasą dojechaliśmy pod wyciąg w Chatel, wjechaliśmy na górę z jednej strony, i zjechaliśmy w dół z drugiej. Potem wsiedliśmy z rowerami do miejskiego autobusu i zajechaliśmy niemal pod sam dom. Bajka! Wsiadasz w jednym bikeparku, a wysiadasz w zupełnie innym i w ogóle się po drodze nie męczysz, a przy okazji trochę sobie jeszcze pojeździsz po zadbanych trasach. Coś pięknego!
Tutaj trochę moich ujęć z tych trzech bikeparków (dzięki GoBike.pro za kamerkę). Taki zlepek ujęć bez obróbki się chyba teraz tak modnie nazywa - RAW. Więc to jest RAW z Francji! Szału nie ma, ale można zobaczyć mniej więcej jak to wygląda. Jakbym nie zostawił w Polsce baterii, którą specjalnie kupiłem dzień wcześniej i gdyby pogoda była nieco lepsza, to może byłoby tego jeszcze trochę.
Tak podsumowując wyjazd, to mogę powiedzieć, że:
- w Alpach jest przepięknie,
- bikeparki są dobrze przygotowane i każdy znajdzie w nich coś dla siebie,
- jedzenie w sklepach nie jest tanie (bagietka €2, banany €2, kurczak i wołowina €11), więc lepiej zabrać dużo ze sobą,
- jedzenie w restauracjach jest strasznie drogie (mała pizza €12.50, zwyczajny hamburger z budki €7)
- infrastruktura jest rozległa i nowoczesna,
- każdy wyciąg ma sensowny uchwyt na rower, więc nie ma jakiegoś obijania, wieszania za siodełko itp,
- możesz tam zabrać swoją żonę/dziewczynę, która coś tam jeździ na rowerze po górach (czyli umie np zjechać niebieską w Koutach), bo bez problemu da sobie radę,
- kiedy siedzisz w bąbelkach, w otwartej części basenu w Chatel i patrzysz na Alpy, to czujesz się dobrze. Bardzo dobrze.
- Jakbym mógł, to pojechałbym jeszcze ze dwa, albo trzy razy w tym roku!
Jeżeli ktoś planuje jakiś rowerowy trip, to Francja jest dobrym kierunkiem. Ten cały obszar nazywa się Portes du soleil i bardzo, bardzo polecam wycieczkę w tamte rejony. Myślę, że każdy kto jeździ na rowerze powinien się choć raz w życiu tam wybrać i jestem pewien, że tego nie pożałuje.
Kurde... Wróciłem stamtąd 3 tygodnie temu, napisałem tego posta i strasznie mi się tęskno zrobiło. Za rok muszę tam pojechać jeszcze raz.
1400km w pełnym, 9 osobowym busie ciągnącym przyczepę z jedenastoma rowerami i trzema na dachu, to nie jest nic przyjemnego. Tym bardziej jak do dyspozycji masz niesamowitą moc 80 koni mechanicznych... No ale da się przeżyć. Na szczęście cała droga to autostrada, więc po prostu trzeba było to jakoś przeczekać i wymęczyć. Z Wrocławia dojechaliśmy z przerwami w jakieś 15h.
Ej Zbyszek, kradnę Ci to zdjęcie! |
Chatel to małe alpejskie miasteczko z kościółkiem, kilkoma sklepami sportowymi, basenem i kilkoma innymi punktami wydawania pieniędzy, których nawet nie odwiedzaliśmy, bo z naszą polską wypłatą to poszaleć tam za bardzo nie można. Wszystkie domy w miasteczku są drewniane, ale nowoczesne i wyglądają bardzo ładnie. Nasza kwatera też okazała się kozacka. Nowy apartament na 12 osób, 3 łazienki z prysznicem i dwie toalety, sauna, nowoczesna kuchnia z płytą indukcyjną, zmywarką i mikrofalówką. Do tego klima, 40'' telewizor (jak się okazało we Francji w TV puszczają relacje z Pucharu Świata DH!), wifi, pralka i suszarka. Zużycie prądu dowaliliśmy takie, że aż korki wysiadały. No i jakby kto pytał, to potwierdzam, że fińska sauna całkiem dobrze nadaje się do suszenia butów. A jakbyście chcieli kiedyś zrobić sobie taras z kompozytowych desek tarasowych, to odradzam - strasznie trudno zmyć z tego tłuszcz z grilla i olej do amortyzatorów. Francja zrobiła na mnie doskonałe pierwsze wrażenie.
Jeśli ma się wykupiony nocleg, to karnet dla rowerzysty na 6 dni, czyli tak zwany Multipass kosztuje około €100. W cenie mamy dostęp do wszystkich wyciągów i bikeparków w okolicy. A jest tego sporo. Chatel, Morzine, Super Morzine, Les Gets + te po szwajcarskiej stronie, czyli Champéry, Val-d'Illiez, Morgins and Champoussin. Do tego w cenie karnetu wstęp na basen, miejski autobus i pewnie jakieś inne aktywności, o których nie wiem. Nie ma co nawet rozkminiać czy za taką cenę warto, czy może lepiej pojechać 8 razy na Palenice. No bo po co jechać aż do Francji skoro tam mamy 12 tras? :))
My tych wszystkich bikeparków niestety nie odwiedziliśmy. Duża w tym zasługa tragicznej pogody. Pierwsze dwa dni była lampa i 30 stopni, a następne trzy padał deszcz. W czwartek szczyty najwyższych gór obsypał śnieg, a i przy górnym wyciągu w Chatel można było go zauważyć. No ale tak to niestety bywa. Dlatego podczas wyjazdu jeździliśmy tylko w Chatel, Morzine i Super Morzine. Chcieliśmy jeszcze pojeździć w Les Gets, ale była duża kolejka i nie chciało się nam czekać. Moja jazda wyglądała więc tak: niedziela, poniedziałek: Chatel, wtorek: FIFA 2016, środa: Morzine w deszczu i w bagnie, czwartek: przejażdżka rowerem pod wyciąg do Chatel i dwa zjazdy, piątek: Morzine, Super Morzine, próba Les Gets i jeden zjazd w Chatel.
Opiszę trochę jak tam jest, ale tak bardziej ogólnie. Wszystkich tras nie będę opisywał, bo musiałbym wydać książkę.
Chatel to chyba największy z wymienionych bikeparków. Jest w nim od groma tras, i trzy wyciągi (dwa do góry i trzeci z drugiej strony). Jak wjeżdżamy pierwszym to już od niego mamy tyle tras, że zdecydowanie wystarczy żeby się najeździć. A wjeżdżając jeszcze wyżej drugim, zyskujemy kolejne możliwości. Swoją drogą jak wjechałem tym drugim, to kopara mi opadała. Widoki takie, że mógłbym tam siedzieć cały dzień i tylko patrzeć.
Trasy zbudowane dla ludzi. To znaczy i dla ludzi i dla wariatów, bo każdy znajdzie tam coś dla siebie. Jak jesteś zwyczajnym rowerzystą, to możesz tam pojeździć po dobrze zrobionych bandach, polatać stoliki, gapy, step-up'y i dropy, ale wszystko możesz sobie ominąć lub pojechać inną fajną trasą. Jak jesteś trochę lepszy, to możesz się wybrać na jedną z czarnych, stromych zjazdowych propozycji. Znajdą się też wolniejsze, nie tak strome z korzeniami itp, przystępniejsze do roweru enduro. Ja byłem tam właśnie rowerze enduro (160/160) i nie powiedziałbym, żeby była to jakaś przeszkoda do tego by się dobrze bawić. Czasem pewnie duży full byłby lepszy ale endurówka całkiem spokojnie daje tam radę. Po prostu odpuszczałem stromizny i chodziłem na inne traski.
W Chatel jest też kilka na prawdę hardkorowych rzeczy jak np czarna trasa Zougouloukata. Na tej trasie oprócz dropów jest niemała hopa przez rzekę na którą napędzamy się skacząc po drodze ciekawą hopę z czegoś co przypomina podkład kolejowy wbity w ziemię.
Nie ma co dużo gadać - w Chatel na prawdę jest co robić. Raz idziesz na bandy, raz na hopki, innym razem na korzenie, a jak masz ochotę to możesz też iść na kładki, które mnie osobiście trochę przerażały, bo bujały się jak szalone. I cały czas ktoś tam coś poprawia, dorabia itd. Klasa!
Morzine
W miejscowości Morzine są dwa bikeparki na przeciw siebie. Mam nadzieję, że nic nie mylę, ale jeden to po prostu Morzine, a drugi to Super Morzine. W Morzine po ulewach było średnio, ale dało się jeździć. Poza górną częścią czarnej trasy, gdzie było bardzo ciężko na śliskich korzeniach, dalej było całkiem spoko i trasa bardzo mi się podobała. Są tam jeszcze inne, bardziej flowowe linie, ale ich nie sprawdziliśmy, bo jako że dwa dni wcześniej odwiedziliśmy Super Morzine, gdzie mimo bagna bardzo się nam podobało, postanowiliśmy właśnie tam się udać na resztę dnia. Bo w Super Morzine jak sama nazwa wskazuje jest super. Zajawkowe bandy, dużo hopek, ekstra czerwona trasa i ekstra czarna. Doskonale się tam można wybawić. Tras jest mniej niż w Chatel ale fun chyba większy. Do tego jest tak, że pojeździsz zarówno jak jesteś amatorem jak i kozakiem. Ludzie, którzy zbudowali to miejsce wykonali na prawdę kawał dobrej roboty. Dodatkowego uroku temu miejscu dodawały chodzące po trasie krowy, choć nie wiem czy chciałbym taką spotkać na lądowaniu największej hopy. Mi w Super Morzine jeździło się mega przyjemnie.
Mimo kiepskiej pogody i tak się w ten tydzień najeździłem. Jedyne czego szkoda, to tego, że nie pojeździliśmy w Les Gets, czyli tam, gdzie ostatnio był Crankworx. Wydaje mi się, że tam również mogło być całkiem dobrze. Jako ciekawostkę dodam, że w piątek do Morzine pojechaliśmy samochodem - jest to to jakieś 70km, a wróciliśmy górami i to w podobnym czasie. We Francji infrastruktura narciarsko rowerowa jest niesamowita i myślę, że u nas czegoś takiego nigdy się nie doczekamy (chciałem napisać, że przez co najmniej 20 lat, ale jak się zastanowiłem, to myślę, że nigdy). W Morzine zjechaliśmy przygotowaną trasą familijną (były na niej jakieś wałki itp), pod inny wyciąg. Nim znów gdzieś do góry, potem trochę dojazdówką i tam czekała na nas znów jakaś przygotowana trasa pośrodku niczego (a na niej dodatkowo gość w koparce, który coś poprawiał). Tą trasą dojechaliśmy pod wyciąg w Chatel, wjechaliśmy na górę z jednej strony, i zjechaliśmy w dół z drugiej. Potem wsiedliśmy z rowerami do miejskiego autobusu i zajechaliśmy niemal pod sam dom. Bajka! Wsiadasz w jednym bikeparku, a wysiadasz w zupełnie innym i w ogóle się po drodze nie męczysz, a przy okazji trochę sobie jeszcze pojeździsz po zadbanych trasach. Coś pięknego!
Tutaj trochę moich ujęć z tych trzech bikeparków (dzięki GoBike.pro za kamerkę). Taki zlepek ujęć bez obróbki się chyba teraz tak modnie nazywa - RAW. Więc to jest RAW z Francji! Szału nie ma, ale można zobaczyć mniej więcej jak to wygląda. Jakbym nie zostawił w Polsce baterii, którą specjalnie kupiłem dzień wcześniej i gdyby pogoda była nieco lepsza, to może byłoby tego jeszcze trochę.
Tak podsumowując wyjazd, to mogę powiedzieć, że:
- w Alpach jest przepięknie,
- bikeparki są dobrze przygotowane i każdy znajdzie w nich coś dla siebie,
- jedzenie w sklepach nie jest tanie (bagietka €2, banany €2, kurczak i wołowina €11), więc lepiej zabrać dużo ze sobą,
- jedzenie w restauracjach jest strasznie drogie (mała pizza €12.50, zwyczajny hamburger z budki €7)
- infrastruktura jest rozległa i nowoczesna,
- każdy wyciąg ma sensowny uchwyt na rower, więc nie ma jakiegoś obijania, wieszania za siodełko itp,
- możesz tam zabrać swoją żonę/dziewczynę, która coś tam jeździ na rowerze po górach (czyli umie np zjechać niebieską w Koutach), bo bez problemu da sobie radę,
- kiedy siedzisz w bąbelkach, w otwartej części basenu w Chatel i patrzysz na Alpy, to czujesz się dobrze. Bardzo dobrze.
- Jakbym mógł, to pojechałbym jeszcze ze dwa, albo trzy razy w tym roku!
Jeżeli ktoś planuje jakiś rowerowy trip, to Francja jest dobrym kierunkiem. Ten cały obszar nazywa się Portes du soleil i bardzo, bardzo polecam wycieczkę w tamte rejony. Myślę, że każdy kto jeździ na rowerze powinien się choć raz w życiu tam wybrać i jestem pewien, że tego nie pożałuje.
Kurde... Wróciłem stamtąd 3 tygodnie temu, napisałem tego posta i strasznie mi się tęskno zrobiło. Za rok muszę tam pojechać jeszcze raz.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz