piątek, 23 grudnia 2016

Półka IKEA Lack + okleina

Chciałem mieć fajne półki na ścianie, ale drewniane o tej grubości są za drogie. Odpowiednie wymiarami są półki Lack z Ikei, ale kolory trochę mi nie pasowały. Na szczęście jest dużo dostępnych oklein i bardzo łatwo taką półkę, można zmienić, a efekt moim zdaniem jest na prawdę dobry.

Nie będę tu opisywał krok po kroku jak okleić półkę Lack, bo jest do tego fajny filmik na youtube, z którego korzystałem.


Dam tylko kilka rad:
- Polecam zabrać się za to w dwie osoby

- Żeby było taniej, to półki można kupić na olxie, bo nie ma sensu kupować nowych, skoro i tak będziemy je oklejać.

- Ja używałem okleiny firmy d-c-fix. Nie warto jej kupować w castoramie/obi/praktikerze, bo cena jest wysoka. Chyba 8 albo 9zł za mb. Lepiej odwiedzić lokalne sklepy z tapetami. U mnie w mieście okleina była w małych sklepikach za 6-7zł/mb. Można też kupić online chyba za 6.50zł + koszty wysyłki.

- Zaczynamy od boków (na filmiku w 1:52) i nie ma co szaleć tutaj z szerokością zakładek - wystarczy po 1 cm z góry i z dołu. Zmierz wysokość półki, dodaj 2cm i przyklej. Np. na filmiku widać, że kobita na dole zostawiła sobie bardzo szeroki pas okleiny - to niepotrzebne.

Na zdjęciach jest okleina "dąb sonoma". Panele to "dąb canyon".










sobota, 20 sierpnia 2016

Usuwanie wielu adresów z wyników wyszukiwań Google

Jedna ze stron na wordpressie, którą kiedyś komuś postawiłem, padła ofiarom ataku, co poskutkowało wysypem urli do chińskich stron w wynikach wyszukiwania google. Oczywiście nie jest to coś, co chciałbym, żeby było tam widoczne, więc coś trzeba było z tym zrobić.

Wyczyściłem wordpressa, ustawiłem przekierowania na status HTTP 410, dla tych wadliwych linków (na szczęście dało się to zrobić wyrażeniem regularnym w .htaccess), ale linki dalej wisiały i wisiały. Swoją drogą, te 410 chyba tak czy siak dobrze ustawić, nawet jeśli będziemy usuwać urle.

Ponieważ jest tego dobre kilka stron, to nie bardzo chciało mi się usuwać to ręcznie i pojedynczo przez narzędzie w Google Search Console. Niestety Google nie udostępnia nam możliwości wpisania wielu adresów i pozbycia się ich jednym kliknięciem i trzeba wpisywać link za linkiem. Na szczęście, ktoś napisał wtyczkę do Chrome'a, która zrobi to za nas. Jest dostępna w tym projekcie na githubie: https://github.com/noitcudni/google-webmaster-tools-bulk-url-removal Trzeba tylko przygotować plik tekstowy z adresami, które chcemy usunąć.

Opisana na githubie instrukcja instalacji narzędzia jest ok (czyli włączamy tryb programisty w chrome://extensions/, a potem wgrywamy pobrane i wypakowane pliki wtyczki), natomiast link z instrukcji do opisu tego jak zebrać wszystkie linki do swojej strony z google nie działa, dlatego opiszę tutaj jak to zrobić. Może komuś się przyda.

1. Zaczynamy od dodania do zakładek tego bookmarkleta: http://www.onlinesales.co.uk/tools/tools/bookmarklet-serps.php - czyli przesuwamy ten zielony przycisk na pasek zakładek.

Bookmarklety to nic innego jak kod javascript odpalony z paska adresu. Tutaj mirror1 i mirror2 kodu tej zakładki, gdyby tamta strona się zmieniła. Trzeba pamiętać, że google czasem zmienia sposób wyświetlania wyników, wiec nie wiadomo, czy w momencie w którym czytasz ten wpis, te bookmarklety jeszcze działają. Jeśli nie, to pozostaje Ci znaleźć jakąś alternatywną metodę.

2. Wpisujemy w google site:<adres strony>, czyli np site:wp.pl i dostajemy wszystkie wyniki związane z nasza stroną


 

3. Teraz trzeba kliknąć bookmarklet'a i otworzy nam się nowa karta, na której będzie lista linków do naszej witryny. Niestety operacje trzeba powtórzyć na każdej stronie z wynikami w google. Linki wrzucamy do pliku tekstowego (oczywiście tylko te, których chcemy się pozbyć), który później wgramy do search console. 




4. Dalej postępujemy zgodnie z instrukcją na githubie. To znaczy przechodzimy do Google Search Console > Indeks Google > Usuń adresy url. Dzięki włączonej wtyczce z githuba pojawia się lista wybieralna i przycisk do wgrania przygotowanego pliku z urlami.


5. Po w graniu pliku trzeba poczekać, aż google to sobie przetworzy. Strona odświeży się tyle razy ile było linii w pliku. I to wszystko, co trzeba zrobić.


U mnie w przeciągu 24h niechciane linki zniknęły z wyników wyszukiwania w Google.

wtorek, 16 sierpnia 2016

Bikepark Gruniky - pierwsza wizyta

O Grunikach pierwszy raz usłyszałem z rok temu, a powiedział mi o nich mój mountainboardowy kolega Piotrek. Bardzo zachwalał i zachęcał, żeby się tam wybrać. Pamiętam, że dostałem jakiś filmik, ale wydawało mi się wtedy, że jest tam tak sobie. Niby okej, ale nic specjalnego. Dziś nie wiem, czy wtedy było tak naprawdę, bo były to dopiero początki miejscówki, czy tylko odniosłem takie mylne wrażenie. W każdym bądź razie, to co jest tam teraz, wywarło na mnie niesamowicie pozytywne wrażenie.

Jako, że co raz więcej materiałów z Gruników przemykało mi przez facebookową tablicę i słyszałem sporo dobrych opinii na temat tego miejsca, postanowiłem, że trzeba się tam w końcu wybrać. Miejscówka znajduję się tuż przy granicy polsko-słowackiej w Korbielowie i jest to niewielka górka z wyciągiem orczykowym. Orczyk, nosi nazwę orczyk, dlatego, że bez skrupułów przeora wasza ramę i kierownicę. Ale ja już o tym wiedziałem, dlatego pozabezpieczałem te części pociętą dętką i taśmą izolacyjną. Mimo wszystko zalecałbym jednak przynajmniej podwójną warstwę dętki, albo najlepiej jakąś obklejoną gąbkę. Kierownice dobrze jest obwinąć po prawej stronie, od mostka aż po klamkę. Sztycę też najlepiej zabezpieczyć na jak największej powierzchni, bo różnie nam się ten wyciąg zahacza. Ja poobklejałem moje w ten sposób:



Uchwyt wyciągu zahaczamy o sztycę i tak sobie jedziemy kilka minut na górę. Orczyk, to może i nie jest najwygodniejsza forma podróżowania i po którymś razie, od siedzenia na niewygodnym, zjazdowym siodełku może nas zacząć boleć dupa, ale na szczęście wrażenia z bikeparku nam tą niedogodność wynagradzają.

Trasy
Trasy w Grunikach są mistrzowskie. Nieprawdopodobne jak dobre i zróżnicowane linie można poprowadzić na tak małej górce. Znowu narzekam, ale odniosłem wrażenie, że na tej jednej małej góreczce jest tyle samo fajnych tras, co w całej Polsce. W całym bikeparku jest dużo hopek o przeróżnej skali trudności, wszystkie mają jednak objazdy i to takie jakie powinny mieć. Czyli niezależnie czy skoczysz, czy pojedziesz bokiem, będziesz zadowolony. Bandy też wyglądają tak jak powinny. To znaczy, że prowadzą cię tam gdzie trzeba, a nie gdzieś np. w las. Wielka piona dla budowniczych!

Dzisiaj mam filmiki z każdej trasy i to nie z taką lamerską jazdą, bo nagrywał je Paweł, a nie ja. Także parę słów Wam o trasach opowiem, a potem możecie sobie zobaczyć jak to wygląda. Następnym razem musimy tylko inaczej ustawić kamerę, bo mogłaby patrzeć nieco bardziej w przód.

First
Tak nazywa się jedna z tras. Nie wiem czy była pierwsza w bikeparku, czy chodzi o to, żeby pierwszy przejazd zrobić właśnie na niej, ale to ją wybraliśmy na nasz pierwszy zjazd. Trasa ma freeride'owy charakter. Dużo hopek, trochę korzeni i szybka jazda w dół. Tak jak już pisałem, każda hopka ma sensowny objazd, więc na trasie można się bardzo dobrze bawić niezależnie od posiadanych umiejętności. Tą trasą jeździliśmy chyba najwięcej. Gdzieś w jej dalszej części, można jechać prosto na bandy i hopki, a można odbić na nieco bardziej techniczny fragment - rockgarden lub korzenie.



Downhill
Szybka, zjazdowa trasa. Mamy na niej m.in sporego wallride'a, z którego zaskakuje się na przygotowane lądowanie i długą sekcje korzeni, na których nieźle nas wytrzęsie. Miejscami jest bardzo szybko! Świetnie się tam bawiłem. Nie ma co nawet więcej pisać, bo wszystko jest tam wg mnie idealnie. Lubię takie sekcje korzeni na których trzeba się po prostu puścić przed siebie i jechać tam gdzie nas poniesie, delektując się przy okazji nienaganną pracą własnego zawieszenia. Jazdy na sztywniaku jednak nie polecam. Na tej linii czekają nas dwie minuty czystej, zjazdowej przyjemności.



Enduro
To taka linia, którą warto odwiedzić raz czy dwa przez cały dzień. Jest wolna, techniczna i najbardziej stroma. Jest też kładka nad strumykiem, a ja zawsze mam banana na ustach jak jadę i gdzieś w pobliżu trasy słychać, że płynie sobie rzeczka. Zawsze po głowie chodzą mi wtedy takie enduro foty, na których widać rozbryzgującą się wodę, przez którą przebija się jakiś gość na rowerze za 30 tysi. Tutaj do wody nie wjeżdżamy, ale z przyjemnością bym to zrobił. Trasa nie jest taka idealna, bo końcówka jest już niestety trochę płaska, ale nawet na zjazdówce ten jeden, czy dwa zjazdy nie będą problemem. Niech was drodzy downhillowcy, nie zniechęca ta złowrogo brzmiąca nazwa!



Funtrail
Na tej trasie byłem tylko raz, bo po ulewach w zeszłym tygodniu było na niej bardzo ślisko. A że są tam prawie same korzenie, to jechało się dość ciężko. Trasa DH jest położona na granicy stoku i ładnie padają na nią słońce, przez co było sucho, natomiast funtrail znajduje się głębiej w lesie dlatego nie schnie tak dobrze i było trochę błota. Jak nazwa wskazuje, jest to trasa do dobrej zabawy, choć wydaje mi się, że bawimy się na niej nieco gorzej niż na "First". Ta linia jest bardziej techniczna i też ma kilka hopek. Koniecznie muszę ją kiedyś wypróbować jak będzie sucho.



Big Air
To jest jakaś linia dla psychopatów! Nigdzie czegoś takiego jeszcze nie widziałem! Wszystkie hopy są wielkie, a ta przez dropem to jest w ogóle jakaś abstrakcja! Od nas tylko Paweł odważył się coś tam polatać, a i tak nie chciał się dać namówić, żeby spróbował skoczyć kolejne hopki. Jak ktoś jest hardkorem, to zapraszam  - na pewno nie pożałuje. Ja mogę tylko powiedzieć, że wygląda na to, że jest płynnie i jedyne z czym trzeba walczyć, to ze swoją głową. Przy tak dobrych alternatywnych trasach, nie mam nic przeciwko zrobieniu jednej, zupełnie niedostępnej dla Janusza downhillu.



To jeszcze kilka rzeczy, które warto wiedzieć:
- Nie warto brać karnetu na 10 wjazdów, bo szybko je wyjeździmy (trasy są stosunkowo krótkie, ok. 2 minut). Całodniowy to moim zdaniem najlepsza opcja.
- W kasie nie można zapłacić kartą, ale można złotówkami. Na ten moment (sierpień 2016) płaciliśmy 52zł, z czego potem dostaliśmy 9zł  kaucji zwrotnej za oddanie karnetu. Czyli wychodzi tylko 43zł za cały dzień!!!
- Przy wyciągu jest karczma (w której, też nie można płacić kartą). Smažený sýr kosztuje €3.50.
- Warto zabezpieczyć sztycę i kierownicę, bo wyciąg na pewno nam je poobija. 
- Czasami ekipa od mountainboardów rozstawia poduchę, więc można poćwiczyć sztuczki. Jak chcecie wiedzieć, co i jak, to piszcie do WildBoards https://www.facebook.com/WildBoards/?fref=ts (dobrą opcją może być wyjazd na Gruniky z dziewczyną i wysłanie jej np. na szkolenie mountainboardowe, tak żeby się nie nudziła) 
- wyciąg chodzi od 10:00 do 17:00 


Co tu dużo mówić - podobało mi się! Dobry bikepark jest wtedy, kiedy masz w czym wybierać. Jedna kozacka trasa nie wystarczy, bo ileż można jeździć jednym i tym samym. Tutaj wybór mamy i to taki, że spokojnie wystarczy na cały dzień. Nie mam się zupełnie do czego przyczepić i na pewno nie raz jeszcze na Gruniky pojadę. Jest blisko, tanio i znakomicie. Szczerze polecam i ręczę za to, że wyjazd tam nie będzie zmarnowanym czasem.

#chrrybnik
 
A jako bonus filmik z glebą. Paweł skoczył hopkę, stracił przyczepność na śliskiej nawierzchni i wylądował prosto na leżącym z boku korzeniu. Dodatkowo nadział się na wystający fragment tego korzenia. Gdyby nie miał gogli, to korzeń nieźle mógłby uszkodzić mu twarz. Uratowała go szybka. Było groźnie, ale na szczęście nic złego się nie stało.

sobota, 6 sierpnia 2016

Na rowerze we Francji - Chatel i Morzine

Gdzieś pod koniec maja na jednej z facebookowych grup pojawiło się ogłoszenie, że ktoś szuka chętnych na wyjazd rowerowy do Francji. Konkretniej do Chatel. Długo się nie zastanawiałem, tym bardziej, że cena była atrakcyjna, Napisałem, zapłaciłem i z niecierpliwością czekałem na wyjazd.

1400km w pełnym, 9 osobowym busie ciągnącym przyczepę z jedenastoma rowerami i trzema na dachu, to nie jest nic przyjemnego. Tym bardziej jak do dyspozycji masz niesamowitą moc 80 koni mechanicznych... No ale da się przeżyć. Na szczęście cała droga to autostrada, więc po prostu trzeba było to jakoś przeczekać i wymęczyć. Z Wrocławia dojechaliśmy z przerwami w jakieś 15h.

Ej Zbyszek, kradnę Ci to zdjęcie!

Chatel to małe alpejskie miasteczko z kościółkiem, kilkoma sklepami sportowymi, basenem i kilkoma innymi punktami wydawania pieniędzy, których nawet nie odwiedzaliśmy, bo z naszą polską wypłatą to poszaleć tam za bardzo nie można. Wszystkie domy w miasteczku są drewniane, ale nowoczesne i wyglądają bardzo ładnie. Nasza kwatera też okazała się kozacka. Nowy apartament na 12 osób, 3 łazienki z prysznicem i dwie toalety, sauna, nowoczesna kuchnia z płytą indukcyjną, zmywarką i mikrofalówką. Do tego klima, 40'' telewizor (jak się okazało we Francji w TV puszczają relacje z Pucharu Świata DH!), wifi, pralka i suszarka. Zużycie prądu dowaliliśmy takie, że aż korki wysiadały. No i jakby kto pytał, to potwierdzam, że fińska sauna całkiem dobrze nadaje się do suszenia butów. A jakbyście chcieli kiedyś zrobić sobie taras z kompozytowych desek tarasowych, to odradzam - strasznie trudno zmyć z tego tłuszcz z grilla i olej do amortyzatorów. Francja zrobiła na mnie doskonałe pierwsze wrażenie.

Jeśli ma się wykupiony nocleg, to karnet dla rowerzysty na 6 dni, czyli tak zwany Multipass kosztuje około €100. W cenie mamy dostęp do wszystkich wyciągów i bikeparków w okolicy. A jest tego sporo. Chatel, Morzine, Super Morzine, Les Gets + te po szwajcarskiej stronie, czyli Champéry, Val-d'Illiez, Morgins and Champoussin. Do tego w cenie karnetu wstęp na basen, miejski autobus i pewnie jakieś inne aktywności, o których nie wiem. Nie ma co nawet rozkminiać czy za taką cenę warto, czy może lepiej pojechać 8 razy na Palenice. No bo po co jechać aż do Francji skoro tam mamy 12 tras? :))


My tych wszystkich bikeparków niestety nie odwiedziliśmy. Duża w tym zasługa tragicznej pogody. Pierwsze dwa dni była lampa i 30 stopni, a następne trzy padał deszcz. W czwartek szczyty najwyższych gór obsypał śnieg, a i przy górnym wyciągu w Chatel można było go zauważyć. No ale tak to niestety bywa. Dlatego podczas wyjazdu jeździliśmy tylko w Chatel, Morzine i Super Morzine. Chcieliśmy jeszcze pojeździć w Les Gets, ale była duża kolejka i nie chciało się nam czekać. Moja jazda wyglądała więc tak: niedziela, poniedziałek: Chatel, wtorek: FIFA 2016, środa: Morzine w deszczu i w bagnie,  czwartek: przejażdżka rowerem pod wyciąg do Chatel i dwa zjazdy, piątek: Morzine, Super Morzine, próba Les Gets i jeden zjazd w Chatel.

Opiszę trochę jak tam jest, ale tak bardziej ogólnie. Wszystkich tras nie będę opisywał, bo musiałbym wydać książkę.

Chatel to chyba największy z wymienionych bikeparków. Jest w nim od groma tras, i trzy wyciągi (dwa do góry i trzeci z drugiej strony). Jak wjeżdżamy pierwszym to już od niego mamy tyle tras, że zdecydowanie wystarczy żeby się najeździć. A wjeżdżając jeszcze wyżej drugim, zyskujemy kolejne możliwości. Swoją drogą jak wjechałem tym drugim, to kopara mi opadała. Widoki takie, że mógłbym tam siedzieć cały dzień i tylko patrzeć.


Trasy zbudowane dla ludzi. To znaczy i dla ludzi i dla wariatów, bo każdy znajdzie tam coś dla siebie. Jak jesteś zwyczajnym rowerzystą, to możesz tam pojeździć po dobrze zrobionych bandach, polatać stoliki, gapy, step-up'y i dropy, ale wszystko możesz sobie ominąć lub pojechać inną fajną trasą. Jak jesteś trochę lepszy, to możesz się wybrać na jedną z czarnych, stromych zjazdowych propozycji. Znajdą się też wolniejsze, nie tak strome z korzeniami itp, przystępniejsze do roweru enduro. Ja byłem tam właśnie rowerze enduro (160/160) i nie powiedziałbym, żeby była to jakaś przeszkoda do tego by się dobrze bawić. Czasem pewnie duży full byłby lepszy ale endurówka całkiem spokojnie daje tam radę. Po prostu odpuszczałem stromizny i chodziłem na inne traski.
W Chatel jest też kilka na prawdę hardkorowych rzeczy jak np czarna trasa Zougouloukata. Na tej trasie oprócz dropów jest niemała hopa przez rzekę na którą napędzamy się skacząc po drodze ciekawą hopę z czegoś co przypomina podkład kolejowy wbity w ziemię.

(nie, to nie mój filmik)

Nie dane było nam niestety spróbować świeżo wybudowanego a-line'a który z wyciągu wyglądał na niesamowicie płynną i zajawkową trasę. Bandy pionowe, sporo hopek, wszystko idealnie wygładzone i ubite. Patrzyłem na to i byłem pełen podziwu dla tego ile ktoś musiał włożyć pracy w przygotowanie tej trasy. Wyglądało to przepięknie, ale niestety otwarli dopiero po naszym powrocie.

Nie ma co dużo gadać - w Chatel na prawdę jest co robić. Raz idziesz na bandy, raz na hopki, innym razem na korzenie, a jak masz ochotę to możesz też iść na kładki, które mnie osobiście trochę przerażały, bo bujały się jak szalone. I cały czas ktoś tam coś poprawia, dorabia itd. Klasa!


Morzine
W miejscowości Morzine są dwa bikeparki na przeciw siebie. Mam nadzieję, że nic nie mylę, ale jeden to po prostu Morzine, a drugi to Super Morzine. W Morzine po ulewach było średnio, ale dało się jeździć. Poza górną częścią czarnej trasy, gdzie było bardzo ciężko na śliskich korzeniach, dalej było całkiem spoko i trasa bardzo mi się podobała. Są tam jeszcze inne, bardziej flowowe linie, ale ich nie sprawdziliśmy, bo jako że dwa dni wcześniej odwiedziliśmy Super Morzine, gdzie mimo bagna bardzo się nam podobało, postanowiliśmy właśnie tam się udać na resztę dnia. Bo w Super Morzine jak sama nazwa wskazuje jest super. Zajawkowe bandy, dużo hopek, ekstra czerwona trasa i ekstra czarna. Doskonale się tam można wybawić. Tras jest mniej niż w Chatel ale fun chyba większy. Do tego jest tak, że pojeździsz zarówno jak jesteś amatorem jak i kozakiem. Ludzie, którzy zbudowali to miejsce wykonali na prawdę kawał dobrej roboty. Dodatkowego uroku temu miejscu dodawały chodzące po trasie krowy, choć nie wiem czy chciałbym taką spotkać na lądowaniu największej hopy. Mi w Super Morzine jeździło się mega przyjemnie.

Mimo kiepskiej pogody i tak się w ten tydzień najeździłem. Jedyne czego szkoda, to tego, że nie pojeździliśmy w Les Gets, czyli tam, gdzie ostatnio był Crankworx. Wydaje mi się, że tam również mogło być całkiem dobrze. Jako ciekawostkę dodam, że w piątek do Morzine pojechaliśmy samochodem - jest to to jakieś 70km,  a wróciliśmy górami i to w podobnym czasie. We Francji infrastruktura narciarsko rowerowa jest niesamowita i myślę, że u nas czegoś takiego nigdy się nie doczekamy (chciałem napisać, że przez co najmniej 20 lat, ale jak się zastanowiłem, to myślę, że nigdy). W Morzine zjechaliśmy przygotowaną trasą familijną (były na niej jakieś wałki itp), pod inny wyciąg. Nim znów gdzieś do góry, potem trochę dojazdówką i tam czekała na nas znów jakaś przygotowana trasa pośrodku niczego (a na niej dodatkowo gość w koparce, który coś poprawiał). Tą  trasą dojechaliśmy pod wyciąg w Chatel, wjechaliśmy na górę z jednej strony, i zjechaliśmy w dół z drugiej. Potem wsiedliśmy z rowerami do miejskiego autobusu i zajechaliśmy niemal pod sam dom. Bajka! Wsiadasz w jednym bikeparku, a wysiadasz w zupełnie innym i w ogóle się po drodze nie męczysz, a przy okazji trochę sobie jeszcze pojeździsz po zadbanych trasach. Coś pięknego!

Tutaj trochę moich ujęć z tych trzech bikeparków (dzięki GoBike.pro za kamerkę). Taki zlepek ujęć bez obróbki się chyba teraz tak modnie nazywa - RAW. Więc to jest RAW z Francji! Szału nie ma, ale można zobaczyć mniej więcej jak to wygląda. Jakbym nie zostawił w Polsce baterii, którą specjalnie kupiłem dzień wcześniej i gdyby pogoda była nieco lepsza, to może byłoby tego jeszcze trochę.


Tak podsumowując wyjazd, to mogę powiedzieć, że:
- w Alpach jest przepięknie,
- bikeparki są dobrze przygotowane i każdy znajdzie w nich coś dla siebie,
- jedzenie w sklepach nie jest tanie (bagietka €2, banany €2, kurczak i wołowina €11), więc lepiej zabrać dużo ze sobą,
- jedzenie w restauracjach jest strasznie drogie (mała pizza €12.50, zwyczajny hamburger z budki €7)
- infrastruktura jest rozległa i nowoczesna,
- każdy wyciąg ma sensowny uchwyt na rower, więc nie ma jakiegoś obijania, wieszania za siodełko itp,
- możesz tam zabrać swoją żonę/dziewczynę, która coś tam jeździ na rowerze po górach (czyli umie np zjechać niebieską w Koutach), bo bez problemu da sobie radę,
- kiedy siedzisz w bąbelkach, w otwartej części basenu w Chatel i patrzysz na Alpy, to czujesz się dobrze. Bardzo dobrze.
- Jakbym mógł, to pojechałbym jeszcze ze dwa, albo trzy razy w tym roku!

Jeżeli ktoś planuje jakiś rowerowy trip, to Francja jest dobrym kierunkiem. Ten cały obszar nazywa się Portes du soleil i bardzo, bardzo polecam wycieczkę w tamte rejony. Myślę, że każdy kto jeździ na rowerze powinien się choć raz w życiu tam wybrać i jestem pewien, że tego nie pożałuje.

Kurde... Wróciłem stamtąd 3 tygodnie temu, napisałem tego posta i strasznie mi się tęskno zrobiło. Za rok muszę tam pojechać jeszcze raz.



poniedziałek, 13 czerwca 2016

Bikepark Koprivna - pierwsza wizyta

Ostatnio gdzieś przez przypadek zauważyłem informacje o czeskim Bikeparku Koprivna w Małej Moravce - chyba przez to, że tydzień temu odbywał się tam festiwal rowerowy i coś mi mignęło na facebooku. Sprawdziłem szybko na stronie bikeparku co to jest i gdzie to jest i okazało się, że to tylko 120km od Rybnika. Oferta prezentowała się na tyle atrakcyjnie, że postanowiliśmy to sprawdzić.

Droga przez Racibórz i Opavę jest całkiem w porządku. Po czeskiej stronie cały czas równiutki asfalt i tylko co jakiś czas miasteczka gdzie wszyscy jak bozia przykazała zwalniają do 50km/h. Jedzie się wiec sprawnie, tym bardziej, że ruch w niedzielny poranek był niewielki. 2h i jesteśmy na miejscu.



A na miejscu parking zaraz pod wyciągiem, mała restauracja, plac zabaw i wypożyczalnia rowerów testowych Lapierre. Za całodniowy karnet zapłaciliśmy 300czk + 50czk kaucji, co po opłaceniu prowizji wszystkich bankierów poskutkowało ściągnięciem mi z konta 60zł. No ale jak to powiedział Paweł "piiik i zapłacone". Pewnie można by coś jeszcze urwać, ale nie chce mi się biegać po kantorach. Jeździć w bikeparku można od 10:00 do 18:00. Wyciąg trochę się wlecze, ale chodzi cały czas. Podobnie jak w Koutach panowie z obsługi wieszają rower na haku. Plus względem Koutów jest taki, że obsługa pozwala puścić rowery samotnie i jechać wspólnie z kolegami na jednym krzesełku (nawet w 4). Dzięki temu można coś po drodze pośmieszkować, więc wjeżdżanie nie jest takie nudne. Minus względem Koutów jest taki, że tam wyciąg obsługuje Tom Cruise, co jednak jest jakąś dodatkową atrakcją, a tutaj znanych aktorów brak :))

Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy na górze, to znakomite oznakowanie tras. Każda trasa miała na początku dużą tablicę informacyjną z nazwą i parametrami. Zaczęliśmy od tej nazwanej "Spicy freeride". Trasa ma około 3km, jest szybka i ma sporo hopek. Co prawda hopki są raczej dość krótkie ale mi to nie przeszkadzało. Do tego trochę korzeni i duuużo zakrętów, z których moim zdaniem może tylko dwa były źle zrobione. Mimo, że w większości bandy były niskie, to były tak wyprofilowane, że spokojnie można było się od nich odbić, czyli zupełnie inaczej niż to przeważnie jest u nas w kraju, gdzie każda banda to walka o życie. Ta trasa wszystkim przypadła do gustu. W zasadzie nie ma się tam do czego przyczepić. Jedziesz z solidną prędkością, latasz fajne stoliki, mijasz korzenie, wpadasz z bandy w bandę - no chyba nie ma nikogo kto by takiej jazdy nie lubił. Ostatecznie to na tej trasie jeździliśmy najwięcej. Poniżej czyjś filmik z Maja. Ja niestety nie miałem kamerki.


Kolejnym wyborem była trasa "Gravity". To z kolei techniczna trasa enduro, na której mamy trochę drewnianych kładek (widać, że świeżo zbudowanych) i sporo korzeni. Początek jest ekstra, dalej już niestety troszkę nudniej. Mnie się generalnie ta trasa podobała, ale są na niej fragmenty które mogłyby być zdecydowanie ciekawsze. Przez cały dzień zjechaliśmy tą trasą 2 razy. Dodam, że w sierpniu w Małej Moravce odbywają się zawody enduro, więc pewnie właśnie na tej górce będzie ściganie, a widzieliśmy że możliwości na poprowadzenie oesów jest tam naprawdę bardzo dużo, dlatego myślę, że będzie ciekawie. Może nawet się wybiorę, bo kiedyś w końcu tego prawdziwego enduro trzeba by spróbować.

Nie pamiętam czy następną testowaną trasą była downhillowa, czy "Fun trail" ale to nieistotne. Zacznę od fun traila. To też trzykilometrowa trasa, pełna długich zakrętów. Nie ma na niej żadnych hopek i po prostu zjeżdża się cały czas w dół. Jest to coś jak twister w Bielsku, z tym, że nie ma tylu wałków. To trasa na którą możesz zabrać swoją dziewczynę albo znajomego, który coś tam umie jeździć na rowerze i chciałby się kiedyś wybrać z Tobą w góry. Trasa nie wymaga żadnych specjalnych umiejętności. Gdybym miał wziąć moją dziewczynę w góry, to na pewno zabrałbym ją na tę trasę, żeby nabrała trochę pewności. Dla nas ta linia nieco nużąca ale i tak zjechaliśmy 2 razy. Warto wspomnieć, że w parku odbywało się jakieś szkolenie mtb i z boku całkiem dobrze to wyglądało. Bikepark jest taki, że wydaje się idealnym miejscem, żeby nauczyć kogoś jeździć. Dużo fragmentów przypomina to, co spotkamy na rychlebskim Superflow, z tym że tutaj mamy wyciąg. Jeżeli ktoś szuka dobrego miejsca na prowadzenie szkoleń, to warto Koprivną wziąć pod uwagę.


Jest jeszcze trasa DH. Mocno kamienista i na początku dość stroma. Ja sobie tam nie dawałem rady. Może trzeba by przejść pieszo, pooglądać, pomyśleć, ale kto by tam miał na to czas ;) Wydawała mi się też dość krótka. Ale jak ktoś lubi zjazd i szuka ciekawych miejsc do treningu, to myślę, że jest to dość atrakcyjna propozycja. Na pewno można się tam podszkolić. Ja zjechałem tylko raz, bo nie sprawia mi to frajdy, ale Tomek z Dominikiem, zjechali więcej. Gdybym umiał jeździć i nie bałbym się tam "lecieć piecem", to byłbym cały w skowronkach.

O trasach "Family" to nie ma co pisać, bo to są trasy dla hulajnóg i tych "górskich kolobków". Ale jeśli kogoś by to interesowało, to wspominam, że istnieją ;) Swoją drogą ten kolobek na jeden zjazd kosztuje tylko 60czk, więc można tam na przykład wysłać swojego towarzysza, który przyjechał z nami w góry, a nie jeździ na rowerze.

Z rzeczy o których trzeba wspomnieć, to na pewno to, że w bikeparku stoi napompowana poduszka, popularnie zwana flybagiem. Jest na nią rozpęd i jest wybicie. Nikt tego nie pilnuje, w cenniku też nic nie widzę, więc wychodzi na to, że jest za darmo. Jak ktoś lubi, to może katować sztuczki. Poduszka jest prawie na dole górki, więc nawet można sobie podejść z bmxem, czy jakimś innym sztywniaczkiem i cały dzień katować no handera czy innego backflipa.

Generalnie SKI Areal Koprivna to miejsce maksymalnie przyjazne rowerzystom. Zadbane trasy, tanie karnety, przystosowany wyciąg, myjka, darmowa poducha i nawet dętki w normalnej cenie (150czk, czyli ~25zł za dętkę maxxisa). Może nie jest idealnie, może każda trasa nie wywołuje głośnego "WOW!", ale przez to, że są tam te 4 linie, to cały dzień jest co robić. Ja się najeździłem i bardzo możliwe, że jeszcze się tam wybiorę. Jest to dobre miejsce jeśli nie chce ci się kolejny raz jechać w Kouty, wiesz, że na Żarze szlag cię trafi jak cały dzień będziesz jeździł po 2 prawie identycznych trasach (choć teraz podobno coś się z alinem pozmieniało), a w Rużomberoku już wakacyjne stawki. No i mam tam najbliżej. Każda trasa w Koprivnej jest inna i przez to można tam naprawdę fajnie spędzić czas. Szczególnie linia "Spicy Freeride" jest godna polecenia. W sumie przez cały dzień zjechaliśmy 12 razy.

To był udany dzień. Nie czuję niedosytu i nie jestem zawiedziony. Bikepark Koprivna, to miejsce, które warto było odwiedzić.


poniedziałek, 16 maja 2016

Joy Ride Bike Fest 2016

Na festiwal zgłosiłem się kilka dni po otwarciu zapisów online. Wiedziałem, że chcę jechać, bo rok temu mi się podobało i uważam, że 150zł za 3 dni jeżdżenia wyciągiem, zawody w różnych konkurencjach z profesjonalnym pomiarem czasu, fajne targi i możliwość testowania rowerów czołowych producentów (w tym roku aż 5), to bardzo dobra oferta. Także nawet się nie zastanawiałem, tylko od razu zapłaciłem.

Piątek
Przyjechałem około dwunastej, przebrałem się i poszedłem pojeździć. Akurat byłem zapisany na testowego Canyona Strive'a i Speca Enduro, więc to od nich zacząłem zabawę. Nie będę mówił, że mnie zaskoczyło, że to bardzo dobre rowery, bo tego się oczywiście spodziewałem. Rok temu miałem tylko sztywniaka i nigdy wcześniej na fullu nie jeździłem, ale po festiwalu stwierdziłem że chce fulla. Spodobało mi się tam wtedy jeżdżenie na treku slashu, więc właśnie taki rower kupiłem. Tym razem czułem się więc na fullu pewniej i łatwiej było mi porównywać testówki do mojego sprzętu. Trafiły mi się wersje z carbonowymi ramami i naprawdę odczułem różnicę w jeździe. Lekki rower zauważalnie lepiej się prowadzi niż mój i nie jest to subtelna różnica tylko naprawdę widoczna. Zauważyłem też, że chyba wolałbym szerszą kierownicę niż aktualnie 750mm - te dwa rowerki miały 780mm i była to ich kolejna zaleta.
Mimo, że chciałbym rower na carbonowej ramie (no bo kto by nie chciał?), to raczej nie prędko w taki zainwestuję, bo jednak względem alu trzeba sporo dołożyć, a mój Slash i tak jest "na wypasie" i zdaję sobię sprawę, że na carbonowym jakoś znacznie lepiej jeździć nie będę. W każdym bądź razie, jeśli ktoś zastanawia się między wyborem rowerów takich jak Canyon Strive, Specialized Enduro czy Trek Slash, to ja bym po prostu sugerował wybrać najkorzystniejszą cenowo ofertę. Moim zdaniem każdy z nich to topowy sprzęt i na każdym jeździ się bardzo dobrze. Czyli co pan nie kupisz będziesz pan zadowolony.

Piątek był też przede wszystkim dniem rozpoznawczym, tego co się w Kluszkowcach pozmieniało. Niestety pogoda była kiepska - co jakiś czas padał deszcz i na trasach robiło się ślisko. Na pierwszy ogień poszedł a-line. Trasa jest przyjemna - lubię ją. Dużo hopek, bez jakichś hardkorowych przeszkód i z dropami w różnych wersjach, które można oczywiście ominąć. Tylko ten step up jakiś bezsensu, bo zdecydowana większość ludzi nie była w stanie go dolecieć. Trasa generalnie była do zawodów dobrze przygotowana, choć były pewne mankamenty, o których za chwilę.

W piątek zrobiłem też jeden przejazd trasą dh. Nie jestem zjazdowcem i to kolejna trasa, która mi to pokazała... Była trudna. Dla mnie za trudna. Na endurówce nie czułem się tam zbyt pewnie. Budowniczy bardzo dobrze wykorzystali to co mieli i trasa mimo że krótka, jest dość konkretna. Przynajmniej takie są moje odczucia. Z minusów to chyba tylko ta sekcja luźnych głazów na wjeździe do lasu i lekki podjazd pod koniec. Chwali się jak trasa dh jest wymagająca, a ta według mnie jest. Czyli jest dobrze.

Teraz będzie trochę narzekania - wróćmy do mankamentów, o których wspominałem. Niestety podczas jednej przejażdżki a-linem zaliczyłem glebę. Zaczynało padać, a deszcz i drewniane konstrukcje nie za bardzo się lubią. Najeżdżałem na dropa w końcówce a-line'a (tam gdzie są dwa dropy i po nich hopka w bandę), i skręciłem na tego mniejszego. Na początku dropa jest siatka antypoślizgowa, ale czemu nie ma jej na końcu to nie mam pojęcia. A, że na dropa trzeba najechać pod kątem, to efekt był taki, że uciekły mi koła i bez możliwości zrobienia czegokolwiek poleciałem jak worek kartofli w dół. Nic przyjemnego i jestem przekonany, że mógłbym tego uniknąć gdyby tylko była tam ta cholerna siatka. No ale trudno - taki sport, gleby się zdarzają. Pomyślałem jednak, że skoro prognozy pogody są kiepskie, to zasugeruję organizatorom, że ta siatka by się tam przydała. Na joyride przyjechało dużo osób - jedni lepsi, drudzy gorsi i myślę że warto zadbać o bezpieczeństwo tych mniej doświadczonych. Dlatego poszedłem do jednego gościa z ekipy joyride i powiedziałem mu, że może można by tam zamontować siatkę, bo trzeba trochę na dropa skręcić i jest niebezpiecznie. W odpowiedzi usłyszałem wypowiedziane lekceważącym tonem "chłopaki, tyle lat tam jeżdżę i nigdy nic się nie stało. Musicie wolniej jeździć". Zatkało mnie. "MUSICIE WOLNIEJ JEŹDZIĆ".  Że co proszę? Drop na którego wjeżdża się prawie zerową prędkością i gość ci powie, że musisz wolniej jeździć. Ręce opadają. Na szczęście gdzieś tam obok stał Siara i szybko uratował sytuację mówiąc "damy tam siatkę". 

Poprzeglądałem jeszcze wydarzenie na facebooku i widzę, że chyba nie tylko ja zgłaszałem problem, co utwierdza mnie w tym, że moja sugestia była słuszna. Zresztą sami spójrzcie:

Dokładajo do dżojrajda :(

Całkiem sporo lajków

Chyba nie tylko ja jechałem tam za szybko...

A to moja pamiątka  - przez tydzień nie pośpię na lewym boku :(



Wieczorem pointegrowalismy się całą, bardzo liczną ekipą, która przyjechała z Rybnika. Wnioski? 
1. Znakomita ekipa i do jazdy i do pijaństwa
2. Mój dziadek pędzi przepyszne wino ;)
Zresztą ten dzień to chyba całe Kluszkowce zakończyły w podobny sposób.

To tylko część z nas
Tu już trochę niewyraźnie :))


Sobota
W sobotę cały dzień deszcz. Raz padało, a raz lało. Nie chciało przestać nawet na chwilkę. Przez to calutki dzień spędziłem w pensjonacie. Tego dnia zaplanowany był dual i podobno wszyscy, którzy tam byli nieźle wymarzli. Gratulacje dla Kuby Kocjana - mojego teamowego kolegi, który wygrał dual w kategorii junior. 
Mi natomiast bardzo szkoda, że ten dzień tak uciekł :(
Jedyne co zrobiłem tego dnia to zobaczyłem film. Jagten (Polowanie). Polecam.

Niedziela
Niedziela to dzień zawodów DH, w których ostatecznie postanowiłem nie startować i zawody na pumptracku. 
Na pumptracku sobie wystartowałem, ale poszło mi niestety gorzej niż bym chciał. Nie takie proste te kręcenie się w kółko jakby się mogło wydawać. W przejedzie na jedno okrążenie chciałem zejść poniżej 8s, co się nie udało, a w przejedzie na dwa okrążenia poniżej 16s, co też się nie udało. Ostatecznie byłem 7. Na pumptracku miał miejsce ciekawy pojedynek między Bartkiem Giemzą i Pawłem "Koparą" Wieczorkiewiczem. Chłopaki razem budują pumptracki w BT Project, więc to takie jakby derby. Tym razem Kopara "porobił" Giemzę w eliminacjach i było widać, że miał sporą chrapkę na  powtórkę w finale. Niestety wypadł, więc skończył niesklasyfikowany, także wygrał Bartek (13.41s), przed Sławkiem Łukasikiem (+0.31s) i Mariuszem Jarkiem (+1.03). Trzeba jednak dodać, że całą tą ekipę i tak przegonił junior - Artur Więcławek (rocznik 2001) z czasem 13.16s. Całkiem przyjemne takie luźne ściganki. 

W niedzielę przejechałem się też trasą "FR". Odbija się na nią z aline'a prawie na początku, zaraz za tym pierwszym dabelkiem na trasie. Dopiero w niedzielę się o tej trasce dowiedziałem, a tak to może zjechałbym nią jeszcze parę razy, bo była całkiem całkiem. Nie za szybka, dość stroma i mocno techniczna. Dużo korzeni, trochę kamieni i bardzo ciasno. Miłe urozmaicenie!

Potem już tylko szybkie pakowanie i do domu.

Podsumowanie
Pogoda sporo napsuła. Piątkowy dzień w kratkę - raz względnie sucho, raz bagno. Sobotni dual rozegrany tylko dzięki determinacji tych zawodników, którym chciało się moknąć i marznąć. W niedzielę dobry downhill i miłe zawody na pumptracku. Nie wspomniałem w całym tekście o enduro i maratonie (bo to dla mnie osobne imprezy) i flybagu który miał być, a go nie nie było. Mi to tam obojętne, ale w niedzielę to raczej mógł stać, tym bardziej, że w poprzednich latach trochę chętnych na poduchę było. Jak ktoś na poduchę czekał, to raczej może się czuć lekko zawiedziony (oszukany?).

Ja szczerze mówiąc to nie najeździłem się przez te 3 dni, ale to raczej przez to siedzenie w domu w sobotę i kiepską pogodę, która nieco hamowała mój zapał do jazdy. Jak zwykle na dżojrajdzie było masę zajawkowiczów, którzy przyjechali dobrze spędzić czas. W kolejkach do wyciągu nie było spin, w drodze na górę, można było miło pogawędzić i generalnie panowała bardzo luźna, przyjemna atmosfera. Dobrze widzieć, że w naszym rowerowym światku jest tak wielu wspaniałych, życzliwych ludzi! Trasy w Kluszkowcach też są w porządku - myślę, że każdy sobie tam pojeździ i znajdzie coś dla siebie.

To czy impreza rowerowa jest udana, czy nie, zależy przede wszystkim od zawodników, od ich podejścia, nastrojów i myślę, że o tym należałoby częściej pamiętać.


Joy Ride BIKE Festival 2016 zakończony. Ja zostaję z lekkim niedosytem, obolały, ale ogólnie zadowolony.


Zdjęcie zamieszczone przez użytkownika Artur (@aknowakowski)


A siatka na dropie się nie pojawiła...

środa, 11 maja 2016

RaspberryPI Python service - exit nicely with GPIO.cleanup()

I have my python script used as a linux service. It is started by start-stop-daemon from /etc/init.d/myservice script. Because my program uses GPIO, I was thinking how to call GPIO.cleanup() when I stop my service with sudo service myservice stop command.

The solution I've found is to register signals handlers. It looks like:
 
import signal
handle_exit(signal_number,stack):
    GPIO.cleanup()
    exit()

signal.signal(signal.SIGTERM, handle_exit)
signal.signal(signal.SIGINT, handle_exit)

You may find great explanation of signals here, but what you need to know is that SIGTERM is sent for example when you simply kill your program with kill command (without -9) and SIGINT is a result of pressing Ctrl+C. The handler is called with two arguments: the signal number and the current stack frame (but it doesn't matter in this example - you only have to define them as arguments to avoid the error "TypeError: handle_exit() takes no arguments (2 given)")

If you don't know how to create script starting your python app when system starts up, you should read this tutorial: http://blog.scphillips.com/posts/2013/07/getting-a-python-script-to-run-in-the-background-as-a-service-on-boot/

To make this tutorial's code work with your signal handlers you should change the following line:
start-stop-daemon --stop --pidfile $PIDFILE --retry 10  
to
start-stop-daemon --stop --pidfile $PIDFILE --retry TERM/30/KILL/5 --oknodo --user $DAEMON_USER  

This will send TERM signal when you type sudo service myservice stop, and because of registered handlers, your app will exit nicely.


This is a full code of my script placed in /etc/init.d/
#!/bin/sh

### BEGIN INIT INFO
# Provides:          startgate
# Required-Start:    $remote_fs $syslog
# Required-Stop:     $remote_fs $syslog
# Default-Start:     2 3 4 5
# Default-Stop:      0 1 6
# Short-Description: Put a short description of the service here
# Description:       Put a long description of the service here
### END INIT INFO

# Change the next 3 lines to suit where you install your script and what you want to call it
DIR=/home/pi/bmxstartgate13-02-2016/bmxstartgate
DAEMON=$DIR/startgate.py
DAEMON_NAME=startgate

# Add any command line options for your daemon here
DAEMON_OPTS=""

# This next line determines what user the script runs as.
# Root generally not recommended but necessary if you are using the Raspberry Pi GPIO from Python.
DAEMON_USER=pi

# The process ID of the script when it runs is stored here:
PIDFILE=/var/run/$DAEMON_NAME.pid

. /lib/lsb/init-functions

do_start () {
    log_daemon_msg "Starting system $DAEMON_NAME daemon"
    start-stop-daemon --start --background --pidfile $PIDFILE --make-pidfile --user $DAEMON_USER --chuid $DAEMON_USER --startas $DAEMON -- $DAEMON_OPTS
    log_end_msg $?
}
do_stop () {
    log_daemon_msg "Stopping system $DAEMON_NAME daemon"
    #start-stop-daemon --stop --pidfile $PIDFILE --retry 10
    start-stop-daemon --stop --pidfile $PIDFILE --retry TERM/30/KILL/5 --oknodo --user $DAEMON_USER
    log_end_msg $?
}

case "$1" in

    start|stop)
        do_${1}
        ;;

    restart|reload|force-reload)
        do_stop
        do_start
        ;;

    status)
        status_of_proc "$DAEMON_NAME" "$DAEMON" && exit 0 || exit $?
        ;;

    *)
        echo "Usage: /etc/init.d/$DAEMON_NAME {start|stop|restart|status}"
        exit 1
        ;;

esac
exit 0


I've found also another solution with using atexit (it is mentioned here in comments) but for me it worked only on ctrl+c.
Solution I've described in this post is based on this topic: https://www.raspberrypi.org/forums/viewtopic.php?t=63051


Feel free to ask if you have any questions :)

wtorek, 19 kwietnia 2016

Enduro Trails Bielsko-Biała - część 2

O trasach na koziej górze w Bielsku już trochę pisałem. Byłem tam znów i nic się nie zmieniło - dalej jest super! :) Widać też, że miejsce jest bardzo popularne, bo przyciąga naprawdę wielu rowerzystów.

Dlatego ten wpis to będzie trochę uzupełnienie poprzedniego.

No to dodajmy, że podczas wczorajszego wyjazdu sprawdziłem ile mniej więcej zajmuje mi wjechanie na szczyt. Wg endomondo wychodzi, że do startu trasy "Stara zielona" jest to jakieś 35 minut. Ale żółwim tempem i z postojem po drodze. Do Twistera jest jeszcze kilka minut, ale to już blisko. Sprawny kolarz wjedzie szybciej. Na poniższym zapisie z endomondo widać jaki dystans i przewyższenie, więc, kto zna swoje siły, to sam oceni.




Wczoraj w sumie wjechaliśmy 3 razy. Raz zjeżdżaliśmy twisterem, a dwa oesem z zawodów enduro, którego nie ma na mapach. Ten oes jest naprawdę ekstra! Doskonała trasa na rower enduro. Cały czas jedzie się techniczną ścieżką, po korzeniach, kamieniach, między drzewami, po drodze przecinamy strumyk, a było widać też kilka wybić. Po prostu dzicz i natura -  piękna sceneria no i jedzie się wspaniale! Nasz zjazd trwał około 10 minut i cały czas jechałem z bananem na ustach. Jakby nie to, że trzeba pół godziny podjeżdżać, to spędziłbym tam cały dzień.

Żeby dostać się na ten oes, skręcamy w stronę schroniska, idziemy kawałek szlakiem, mijamy kamienne palenisko, które będziemy mieć po lewej stronie i trochę za nim, też po lewej, będzie widać wyjeżdżoną ścieżkę idącą w las. To tam. (Współrzędne GPS to będzie cos koło 49.769062, 19.0367086). Tak mniej więcej wygląda zapis z endomondo na tej trasie:


Nie mam porównania do starej zielonej, ale mówili mi, że jest znacznie lepiej. Ja naprawdę polecam!

A tutaj jeszcze fragmenty trasy, które nagrał Bartosz Giemza. Tylko, że filmik zdecydowanie nie oddaje tego jak tam jest:



Widzę też, że często ktoś trafia na poprzedni wpis szukając frazy "Enduro trails - jak dojechać". To odpowiem jak my tam jedziemy. Lecimy ekspresówką S69, aż na zjazd na Mikuszowice zjeżdżamy i będą dwa zjazdy - pierwszy własnie na Mikuszowice (ten omijamy) i skręcamy w drugi na Bielsko-Biała Centrum. Jak wyjedziemy ze zjazdu, to skręcamy w prawo (Bystrzańska) i jedziemy aż do świateł. Na światłach w lewo w ul. Szeroką. Szeroką już cały czas prosto, aż na parking. Potem trzeba przejść za budowany hotel, do "szlabanu" i tam zaczyna się podjazd.




Tu jeszcze "My story" ze snapchata z wczorajszego wypadu:


poniedziałek, 11 kwietnia 2016

Korek zbiornika spryskiwaczy - Opel Astra J

Dziś miła niespodzianka w ASO. Ostatnio zgubiłem zatyczkę zbiornika płynu do spryskiwaczy w astrze. Zwykły plastikowy dekielek. Już miałem klikać "kup teraz" na allegro, 10zł + 13zł wysyłka, ale myślę "zadzwonię do aso i zapytam". I szok. 7.55zł. Nawet pan, który mi to potem sprzedawał się zdziwił. Co prawda do astry niby tego nie ma, ale zatyczka jest identyczna jak w Insigni. Także jak ktoś to zgubił (bo szansa, że się ułamało na "zawiasie" jest baaardzo duża), to polecam zadzwonić do Opla i zapytać :)

Numer tej części:
GM 13227300
14 50 270GR.10.155


wtorek, 5 kwietnia 2016

Góra Żar - PKL Bikepark

W zeszłym roku się nie udało, ale co się odwlecze, to nie uciecze i w końcu dotarłem na górę Żar.

Żar lał się z nieba, na trasie całkiem sucho i wygląda na to, że jest to chyba jedyne miejsce w górach, gdzie można pojeździć w kwietniu. Przełożyło się to oczywiście na tłum zjazdowców, który postanowili odwiedzić międzybrodzki bikepark. Z samego Rybnika przyjechało nas chyba 17! W niedzielę góra Żar przeżywała prawdziwe oblężenie.

Co mogę o Żarze powiedzieć? Na pewno, że mi się podobało. Kupiłem karnet na 10 wjazdów (kosztuje 65zł) i wszystkie wyjeździłem. Brakuje mi tam trochę trzeciej trasy, bo pod koniec było już nudnawo, ale może kiedyś takowa powstanie. Co do samych tras to są na prawdę w porządku. Mamy tam tak zwany "A-line" i trasę pucharową. Obie trasy są trudne i świetnie podsumował je Jan Kiliński:

Martwi mnie jednak ze ciagle sa to trasy dla hardcorow, nie moge tam zabrać ani dziewczyny, ani kumpli z nizin (nawet jak przejada to sie zniechęca). Potencjał tego sportu w Polsce rośnie, ale ciagle czekam z niecierpliwoscią na pierwsze trailowe trasy w miejscu z wyciągiem.


Pierwszy piękny, słoneczny, ciepły weekend w górach. Idealna pogoda na rower. Jak widać, nie tylko ja tak podszedłem do...
Opublikowany przez Jan "Elvis" Kiliński na 3 kwietnia 2016


Ja się pod tym podpisuje. Nawierzchnie obu tras są mocno kamieniste, cały czas dostajemy ostro po łapach i o ile na trasie pucharowej jest to wskazane, o tyle na a-line moim zdaniem już niekoniecznie. Odniosłem nawet wrażenie, że a-line jest bardziej wymagający niż trasa pucharowa. Pewnie trochę przez to, że jest początek sezonu i był mniej przygotowany niż pucharówka, ale i tak mógłby być nieco lepiej przemyślany. Ma na przykład kilka dość niebezpiecznych płaskich zakrętów, a przy wszechobecnych luźnych i nieluźnych kamieniach, nie bardzo wiadomo gdzie na takim "winklu" zakończy się nasza przygoda. Zdecydowanie przydałaby się trasa na której nie musisz tak często walczyć o życie.

Pucharówka za to ma dość łagodny początek, a dopiero później zaczynają się mniejsze i większe wyzwania. Na trasie jest sporo uskoków z belek, które na pierwszy rzut oka mogą wyglądać groźnie, ale wystarczy jechać nieco szybciej i pokonujemy je bez problemu. Jest wiele możliwości wyboru własnej linii i jeśli ktoś chciałby startować w zawodach, to zdecydowanie warto sobie swoją trasę dobrze przemyśleć. Moim zdaniem trasa ciekawa, dobrze poprowadzona i fajnie urozmaicona, przez co bardzo mi się podobała. Mamy tam wszystko czego dusza zapragnie - kamienie, korzenie, hopy, drzewa na środku trasy i strome fragmenty. A jak ktoś chce zobaczyć jak to wygląda, to poniżej zamieszczam filmik na którym Bartek Giemza zjeżdża pucharówką:

Żar
Wczorajszy przejazd treningowy na górze Żar. Na tej trasie odbędzie się Puchar Polski w Downhillu. Aby walczyć z czołówką muszę jeszcze wiele poprawić ale wszystko da się zrobić:) Helmet nakręcony kamerą TomTom Bandit dzięki której możecie zobaczyć prędkość pokonywania trasy #giemzamanoid #tomtombandit
Opublikowany przez Bartosz Giemza na 4 kwietnia 2016


Generalnie z Międzybrodzia Żywieckiego wyjechałem z opinią, że Żar jest najlepszy z tych Polskich bikeparków, które odwiedziłem. Podobało mi się tam bardziej niż w Wiśle, Kasinie, na Palenicy i w Kluszkowcach. Trasy są trudne, przez co niekoniecznie dla każdego, ale są na tyle długie i satysfakcjonujące, że ja osobiście nie czułem żadnego niedosytu. Trochę tylko brakuje trzeciej trasy, żeby podczas 10 zjazdów nie było nudno. Na szczęście wagonik wciąga nas do góry bardzo szybko, więc jeśli nie ma wielkich kolejek, to nie tracimy pół dnia na wjeżdżaniu na szczyt. Z mniej ważnych rzeczy na plus, to fakt, że mamy kilka miejsc w których możemy coś zjeść (np pizzeria na górze), parking zaraz pod wyciągiem i nieodrzucające toalety. Ogólnie było widać, że góra Żar ogólnie tętni życiem.

Jazdę tego dnia umożliwił mi gość, który odsprzedał mi klocki ze swojego sztywniaka, bo moje skończyły się po 3 zjazdach. Bardzo mu za to dziękuję! Dlatego złota rada na dziś brzmi: Zawsze sprawdzajcie stan swojego roweru przed wyjazdem!

Jeśli ktoś nigdy nie był, to naprawdę warto się wybrać. Ja na Żar na pewno jeszcze wrócę.


środa, 23 marca 2016

Trikatuka 2

Trikatuka czyli moja aplikacja do przenoszenia playlist i utworów w Spotify dostała nowe życie. Poprzednia wersja miała ponad 240 pobrań, co mnie cieszy - bo znaczy, że ktoś używał. Szkoda tylko, że feedback słaby, no ale nic na to nie poradzę. W każdym bądź razie poprzednia wersja była tak na prawdę taka sobie. Robiła to co miała robić, ale była nieco toporna. No i trzeba było ją pobierać i odpalać na kompie.

Na szczęście w najnowszej wersji pozbyłem się tych problemów. Nic już nie trzeba pobierać, a aplikacja wg mnie działa płynniej i lepiej. Wszystko dlatego, że napisałem ją w angularze, którego jako tako znam. Szkoda tylko, że aplikacja potrzebuje serwera http z powodu flow logowania w spotify. Z przyjemnością wyeliminowałbym node.js z tej układanki i zostawił tylko apke w angularze. A tak, to jakaś część logiki musiała być napisana po stronie serwera. Nie chciałem przechowywać żadnych informacji o użytkownikach w bazie, więc dane autoryzacji otrzymane w callbacku ze spotify, są przesyłane do aplikacji klienckiej socketami i tam trzymane w przeglądarkowym session storage, więc generalnie od momentu zalogowania, wszystko dzieje się już po stronie klienta.

Aplikację hostuje na https://www.openshift.com/. Ekstra sprawa! Aplikacja jest malutka, ja nie mam żadnego wykupionego hostingu, a openshift oferuje darmowe konto, które w zupełności wystarczy do hostingu tej aplikacji. Na Heroku, jest podobnie, ale tam aplikacja wyłączała sie przy bezczynności. Tutaj tego nie zauważyłem więc chyba openshift jest trochę lepszy :)

W samej aplikacji niewiele się zmieniło. Dalej robi to co mam robić, czyli przenosi playlisty i przenosi utwory. W planach mam jeszcze subskrybowanie artystów, których subskrybowaliśmy na poprzednim koncie, ale to dorobię w wolnej chwili.

Tak to wygląda. Użyty framework css to uikit


Aplikacja dostępna tutaj: http://trikatuka-aknakn.rhcloud.com/
Instrukcja (jeśli komuś potrzebna) jest tutaj: http://aknowakowski.blogspot.com/p/trikatuka-spotify-migration-tool.html
A projekt na githubie tu: https://github.com/aartek/trikatuka2

Czekam na wszelkie uwagi!