Pokazywanie postów oznaczonych etykietą enduro. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą enduro. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 23 kwietnia 2019

Bikepark Kálnica - pierwsze spotkanie

W sobotę odwiedziłem pierwszy raz w życiu Kelly's Bikepark Kalnica na Słowacji. Miejscówka jest położona na jakimś wypizdowie, koło Nowego Miasta nad Wagiem, co i tak nikomu nic nie mówi. Górka na której umiejscowiony jest bikepark, to też żaden Mount Everest. W najwyższym punkcie GPS pokazał mi 350m n.p.m, a stacja wyciągu była na 250m n.p.m. Czy w takich warunkach może powstać coś godnego uwagi? Coś dokąd warto było jechać aż 250km? Pewnie gdyby nie to, że jest początek sezonu i chciałem pojechać gdzieś gdzie jest wyciąg, a nie lubię Żaru, to bym się na taki wyjazd nie skusił. A to byłby błąd. Po raz kolejny przekonałem się, że Słowacy są mistrzami robienia atrakcyjnych bikeparków z niczego. Ta mała górka jest wykorzystana w mistrzowski sposób. Każda ze znajdujących się tam linii wydaje się być całkowicie przemyślana i dopracowana w 100%.



Nie wiem ile dokładnie jest linii, bo ich nie policzyłem i nawet wszystkich nie zjeździłem. Ale jest ich znacznie więcej niż ktokolwiek by się spodziewał zastać w na pozór tak skromnym miejscu. Nie znajdziemy tam raczej pokaźnych sekcji korzeni i ostrego DH, a raczej szybkie trasy z wieloma zakrętami i niesamowitym flow. Jest sporo do polatania i to niezależnie od tego jaki poziom reprezentujesz. Hopki są bardzo dobrze przemyślane. Wybaczają popełnione błędy, ale jednocześnie dają dużo frajdy jeśli potrafisz latać na rowerze. Nie za długie, nie za krótkie i w dobrych miejscach. Każdy budowniczy, który chce zbudować płynną trasę z hopkami, taką na której dobrze będzie się bawił zarówno amator jak i pro-rider, powinien się tam wybrać i zobaczyć jak to jest zrobione.

Niektórzy mogą sobie pomyśleć. "Eee, no spoko, ale to mało hardkoru w tym bikeparku" i że "jak coś jest do wszystkiego, to jest do niczego." Nie będą mieć jednak racji. Bikepark ma do zaoferowania również wiele dla ludzi szukających większych wyzwań. Długie loty, wielkie dirty i ogromne dropy. Jest tam na przykład linia Airline, która ma kilka naprawdę pokaźnych przelotówek i zdecydowanie nie jest to trasa dla wszystkich.


Airline'a można też pooglądać w tym filmie na youtubie (i na pewno da się go przejechać ładniej niż ten gość :))

Słowem, mimo, że bikepark malutki, to naprawdę jest tam co robić. Trasy są trochę krótkie, ale orczyk sprawnie wciąga nas na szczyt, więc zjeżdżania wychodzi całkiem sporo. Jeździliśmy od 11:00 do 16:00 i naprawdę się wyjeździliśmy, przy czym nie pojawiło się znudzenie. Wyciąg chodzi od 10:00 do 18:00 więc jak ktoś ma ochotę to może naginać do oporu, a na zakończenie pokatować jeszcze sztuczki na znajdującej się przy wyciągu poduszce. Mają jeszcze bardzo dobrze zrobiony, asfaltowy pumptrack. Klimat tego miejsca jest swojski i typowo rowerowy. Na wyciągu z głośników lecą gangsta rapy lub jakiś rock. Karnet dostajesz w formie naklejki na kask, przez co tylko w kółko zjeżdżasz i wjeżdżasz, bez żadnego odbijania się na bramkach. Orczyk i mało atrakcyjna górka nie mają nic do zaoferowania wycieczkowiczom, więc jedyne co w tym miejscu zastaniesz, to jeden wielki rowerowy piknik.

Karnet kosztował €15 (~65zł) i w pierwszym momencie pomyślałem, że to trochę dużo jak za orczyk, tym bardziej, że np. Ruzomberok z gondolą kosztuje €16, a Gruniky z orczykiem €10. W zamian dostajemy jednak w pełni zadbane i doskonale przygotowane do jazdy trasy i moim zdaniem żaden eurocent wydany na jazdę w tym bikeparku nie jest zmarnowany. Aż dziw, że coś co w nazwie ma Kelly's może być aż tak dobre.

Ostatecznie określę to miejsce jako znakomite na początkowo sezonowy wypad. Wprost idealne, żeby się rozjeździć. A czy jeszcze tam w tym roku pojadę? Nie wiem. Nie wiem, bo raz, że jest to jednak trochę daleko, a dwa, że trasy mimo iż świetnie przygotowane, to są jednak trochę krótkie. Cieżko się zmęczyć robiąc pojedynczy krótki zjazd, a mimo wszystko lubię jak jestem na dole i czuję w rękach, że przejechałem wymagający odcinek. Ale może po kilku wizytach w Koutach, będę miał ochotę wyskoczyć właśnie w takie przyjemne miejsce jak bikepark Kalnica. Na pewno warto się tam wybrać i ocenić samemu, bo jest duża szansa, że stanie się to jeden z Waszych ulubionych bikeparków. Mi się podobało.


To teraz jeszcze garść praktycznych informacji:

  • Nie można płacić kartą, zarówno za wyciąg, jak i w znajdującej się na miejscu restauracji. Warto o tym pamiętać, bo do najbliższego bankomatu jest 15 minut autem.
  • Wypłata revolutem w bankomacie banku Slovenská sporiteľňa, obciążona była opłatą €2.5
  • W Słowacji trzeba kupić winietę na ekspresówkę z Żyliny do Kalnicy. Najtańsza winieta jest na 10 dni i kosztuje €10. Można ją kupić na stronie https//eznamka.sk lub w aplikacji Eznamka. Aplikacja jest w języku polskim, płatność robimy kartą (revolut działa) i nic nie trzeba drukować, bo winieta jest wydana na rejestrację samochodu. Radziłbym nie cebulić i nie szukać jakichś alternatywnych dróg, bo ekspresówką dojeżdżamy niemal na samo miejsce. Zresztą ze wszystkich bikeparków na jakie jeżdżę, ten mimo, że najdalej, to ma najlepszy dojazd - prawie cały czas dwupasmówka. Czasowo wychodzi tak samo jak w Kouty czy do Rużo - ok. 2,5h. 
  • Trzeba uważać na drogi w Czechach, bo tam najtańsza winieta kosztuje 55zł, co zsumowane z winietą Słowacką daje nam już dość dużą kwotę jak za przejechanie 500km (patrząc z perspektywy dojazdu z Rybnika). Niestety nie udało mi się jeszcze dojść do tego, czy czeska jedenastka z Trinca do Cadcy jest objęta mytem, czy nie.
  • Nie trzeba zabezpieczać roweru na orczyku. Nie obija kierownicy i oklejony jest starymi oponami rowerowymi. Można go włożyć pod dupę i tak się kulać do góry. 
  • W bikeparku odbywa się co roku festiwal rowerowy. Nie mam wątpliwości, że jest to wspaniała impreza, ale nie wyobrażam sobie tego tłumu ludzi, który musi wtedy czekać w kolejce na wyciąg. Już wczoraj trochę się tam korkowało, choć nie było to uciążliwe, ale w dzień festiwalu musi być jakiś armagedon. 
A tu krótki filmik z naszego wyjazdu.

wtorek, 16 sierpnia 2016

Bikepark Gruniky - pierwsza wizyta

O Grunikach pierwszy raz usłyszałem z rok temu, a powiedział mi o nich mój mountainboardowy kolega Piotrek. Bardzo zachwalał i zachęcał, żeby się tam wybrać. Pamiętam, że dostałem jakiś filmik, ale wydawało mi się wtedy, że jest tam tak sobie. Niby okej, ale nic specjalnego. Dziś nie wiem, czy wtedy było tak naprawdę, bo były to dopiero początki miejscówki, czy tylko odniosłem takie mylne wrażenie. W każdym bądź razie, to co jest tam teraz, wywarło na mnie niesamowicie pozytywne wrażenie.

Jako, że co raz więcej materiałów z Gruników przemykało mi przez facebookową tablicę i słyszałem sporo dobrych opinii na temat tego miejsca, postanowiłem, że trzeba się tam w końcu wybrać. Miejscówka znajduję się tuż przy granicy polsko-słowackiej w Korbielowie i jest to niewielka górka z wyciągiem orczykowym. Orczyk, nosi nazwę orczyk, dlatego, że bez skrupułów przeora wasza ramę i kierownicę. Ale ja już o tym wiedziałem, dlatego pozabezpieczałem te części pociętą dętką i taśmą izolacyjną. Mimo wszystko zalecałbym jednak przynajmniej podwójną warstwę dętki, albo najlepiej jakąś obklejoną gąbkę. Kierownice dobrze jest obwinąć po prawej stronie, od mostka aż po klamkę. Sztycę też najlepiej zabezpieczyć na jak największej powierzchni, bo różnie nam się ten wyciąg zahacza. Ja poobklejałem moje w ten sposób:



Uchwyt wyciągu zahaczamy o sztycę i tak sobie jedziemy kilka minut na górę. Orczyk, to może i nie jest najwygodniejsza forma podróżowania i po którymś razie, od siedzenia na niewygodnym, zjazdowym siodełku może nas zacząć boleć dupa, ale na szczęście wrażenia z bikeparku nam tą niedogodność wynagradzają.

Trasy
Trasy w Grunikach są mistrzowskie. Nieprawdopodobne jak dobre i zróżnicowane linie można poprowadzić na tak małej górce. Znowu narzekam, ale odniosłem wrażenie, że na tej jednej małej góreczce jest tyle samo fajnych tras, co w całej Polsce. W całym bikeparku jest dużo hopek o przeróżnej skali trudności, wszystkie mają jednak objazdy i to takie jakie powinny mieć. Czyli niezależnie czy skoczysz, czy pojedziesz bokiem, będziesz zadowolony. Bandy też wyglądają tak jak powinny. To znaczy, że prowadzą cię tam gdzie trzeba, a nie gdzieś np. w las. Wielka piona dla budowniczych!

Dzisiaj mam filmiki z każdej trasy i to nie z taką lamerską jazdą, bo nagrywał je Paweł, a nie ja. Także parę słów Wam o trasach opowiem, a potem możecie sobie zobaczyć jak to wygląda. Następnym razem musimy tylko inaczej ustawić kamerę, bo mogłaby patrzeć nieco bardziej w przód.

First
Tak nazywa się jedna z tras. Nie wiem czy była pierwsza w bikeparku, czy chodzi o to, żeby pierwszy przejazd zrobić właśnie na niej, ale to ją wybraliśmy na nasz pierwszy zjazd. Trasa ma freeride'owy charakter. Dużo hopek, trochę korzeni i szybka jazda w dół. Tak jak już pisałem, każda hopka ma sensowny objazd, więc na trasie można się bardzo dobrze bawić niezależnie od posiadanych umiejętności. Tą trasą jeździliśmy chyba najwięcej. Gdzieś w jej dalszej części, można jechać prosto na bandy i hopki, a można odbić na nieco bardziej techniczny fragment - rockgarden lub korzenie.



Downhill
Szybka, zjazdowa trasa. Mamy na niej m.in sporego wallride'a, z którego zaskakuje się na przygotowane lądowanie i długą sekcje korzeni, na których nieźle nas wytrzęsie. Miejscami jest bardzo szybko! Świetnie się tam bawiłem. Nie ma co nawet więcej pisać, bo wszystko jest tam wg mnie idealnie. Lubię takie sekcje korzeni na których trzeba się po prostu puścić przed siebie i jechać tam gdzie nas poniesie, delektując się przy okazji nienaganną pracą własnego zawieszenia. Jazdy na sztywniaku jednak nie polecam. Na tej linii czekają nas dwie minuty czystej, zjazdowej przyjemności.



Enduro
To taka linia, którą warto odwiedzić raz czy dwa przez cały dzień. Jest wolna, techniczna i najbardziej stroma. Jest też kładka nad strumykiem, a ja zawsze mam banana na ustach jak jadę i gdzieś w pobliżu trasy słychać, że płynie sobie rzeczka. Zawsze po głowie chodzą mi wtedy takie enduro foty, na których widać rozbryzgującą się wodę, przez którą przebija się jakiś gość na rowerze za 30 tysi. Tutaj do wody nie wjeżdżamy, ale z przyjemnością bym to zrobił. Trasa nie jest taka idealna, bo końcówka jest już niestety trochę płaska, ale nawet na zjazdówce ten jeden, czy dwa zjazdy nie będą problemem. Niech was drodzy downhillowcy, nie zniechęca ta złowrogo brzmiąca nazwa!



Funtrail
Na tej trasie byłem tylko raz, bo po ulewach w zeszłym tygodniu było na niej bardzo ślisko. A że są tam prawie same korzenie, to jechało się dość ciężko. Trasa DH jest położona na granicy stoku i ładnie padają na nią słońce, przez co było sucho, natomiast funtrail znajduje się głębiej w lesie dlatego nie schnie tak dobrze i było trochę błota. Jak nazwa wskazuje, jest to trasa do dobrej zabawy, choć wydaje mi się, że bawimy się na niej nieco gorzej niż na "First". Ta linia jest bardziej techniczna i też ma kilka hopek. Koniecznie muszę ją kiedyś wypróbować jak będzie sucho.



Big Air
To jest jakaś linia dla psychopatów! Nigdzie czegoś takiego jeszcze nie widziałem! Wszystkie hopy są wielkie, a ta przez dropem to jest w ogóle jakaś abstrakcja! Od nas tylko Paweł odważył się coś tam polatać, a i tak nie chciał się dać namówić, żeby spróbował skoczyć kolejne hopki. Jak ktoś jest hardkorem, to zapraszam  - na pewno nie pożałuje. Ja mogę tylko powiedzieć, że wygląda na to, że jest płynnie i jedyne z czym trzeba walczyć, to ze swoją głową. Przy tak dobrych alternatywnych trasach, nie mam nic przeciwko zrobieniu jednej, zupełnie niedostępnej dla Janusza downhillu.



To jeszcze kilka rzeczy, które warto wiedzieć:
- Nie warto brać karnetu na 10 wjazdów, bo szybko je wyjeździmy (trasy są stosunkowo krótkie, ok. 2 minut). Całodniowy to moim zdaniem najlepsza opcja.
- W kasie nie można zapłacić kartą, ale można złotówkami. Na ten moment (sierpień 2016) płaciliśmy 52zł, z czego potem dostaliśmy 9zł  kaucji zwrotnej za oddanie karnetu. Czyli wychodzi tylko 43zł za cały dzień!!!
- Przy wyciągu jest karczma (w której, też nie można płacić kartą). Smažený sýr kosztuje €3.50.
- Warto zabezpieczyć sztycę i kierownicę, bo wyciąg na pewno nam je poobija. 
- Czasami ekipa od mountainboardów rozstawia poduchę, więc można poćwiczyć sztuczki. Jak chcecie wiedzieć, co i jak, to piszcie do WildBoards https://www.facebook.com/WildBoards/?fref=ts (dobrą opcją może być wyjazd na Gruniky z dziewczyną i wysłanie jej np. na szkolenie mountainboardowe, tak żeby się nie nudziła) 
- wyciąg chodzi od 10:00 do 17:00 


Co tu dużo mówić - podobało mi się! Dobry bikepark jest wtedy, kiedy masz w czym wybierać. Jedna kozacka trasa nie wystarczy, bo ileż można jeździć jednym i tym samym. Tutaj wybór mamy i to taki, że spokojnie wystarczy na cały dzień. Nie mam się zupełnie do czego przyczepić i na pewno nie raz jeszcze na Gruniky pojadę. Jest blisko, tanio i znakomicie. Szczerze polecam i ręczę za to, że wyjazd tam nie będzie zmarnowanym czasem.

#chrrybnik
 
A jako bonus filmik z glebą. Paweł skoczył hopkę, stracił przyczepność na śliskiej nawierzchni i wylądował prosto na leżącym z boku korzeniu. Dodatkowo nadział się na wystający fragment tego korzenia. Gdyby nie miał gogli, to korzeń nieźle mógłby uszkodzić mu twarz. Uratowała go szybka. Było groźnie, ale na szczęście nic złego się nie stało.

poniedziałek, 13 czerwca 2016

Bikepark Koprivna - pierwsza wizyta

Ostatnio gdzieś przez przypadek zauważyłem informacje o czeskim Bikeparku Koprivna w Małej Moravce - chyba przez to, że tydzień temu odbywał się tam festiwal rowerowy i coś mi mignęło na facebooku. Sprawdziłem szybko na stronie bikeparku co to jest i gdzie to jest i okazało się, że to tylko 120km od Rybnika. Oferta prezentowała się na tyle atrakcyjnie, że postanowiliśmy to sprawdzić.

Droga przez Racibórz i Opavę jest całkiem w porządku. Po czeskiej stronie cały czas równiutki asfalt i tylko co jakiś czas miasteczka gdzie wszyscy jak bozia przykazała zwalniają do 50km/h. Jedzie się wiec sprawnie, tym bardziej, że ruch w niedzielny poranek był niewielki. 2h i jesteśmy na miejscu.



A na miejscu parking zaraz pod wyciągiem, mała restauracja, plac zabaw i wypożyczalnia rowerów testowych Lapierre. Za całodniowy karnet zapłaciliśmy 300czk + 50czk kaucji, co po opłaceniu prowizji wszystkich bankierów poskutkowało ściągnięciem mi z konta 60zł. No ale jak to powiedział Paweł "piiik i zapłacone". Pewnie można by coś jeszcze urwać, ale nie chce mi się biegać po kantorach. Jeździć w bikeparku można od 10:00 do 18:00. Wyciąg trochę się wlecze, ale chodzi cały czas. Podobnie jak w Koutach panowie z obsługi wieszają rower na haku. Plus względem Koutów jest taki, że obsługa pozwala puścić rowery samotnie i jechać wspólnie z kolegami na jednym krzesełku (nawet w 4). Dzięki temu można coś po drodze pośmieszkować, więc wjeżdżanie nie jest takie nudne. Minus względem Koutów jest taki, że tam wyciąg obsługuje Tom Cruise, co jednak jest jakąś dodatkową atrakcją, a tutaj znanych aktorów brak :))

Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy na górze, to znakomite oznakowanie tras. Każda trasa miała na początku dużą tablicę informacyjną z nazwą i parametrami. Zaczęliśmy od tej nazwanej "Spicy freeride". Trasa ma około 3km, jest szybka i ma sporo hopek. Co prawda hopki są raczej dość krótkie ale mi to nie przeszkadzało. Do tego trochę korzeni i duuużo zakrętów, z których moim zdaniem może tylko dwa były źle zrobione. Mimo, że w większości bandy były niskie, to były tak wyprofilowane, że spokojnie można było się od nich odbić, czyli zupełnie inaczej niż to przeważnie jest u nas w kraju, gdzie każda banda to walka o życie. Ta trasa wszystkim przypadła do gustu. W zasadzie nie ma się tam do czego przyczepić. Jedziesz z solidną prędkością, latasz fajne stoliki, mijasz korzenie, wpadasz z bandy w bandę - no chyba nie ma nikogo kto by takiej jazdy nie lubił. Ostatecznie to na tej trasie jeździliśmy najwięcej. Poniżej czyjś filmik z Maja. Ja niestety nie miałem kamerki.


Kolejnym wyborem była trasa "Gravity". To z kolei techniczna trasa enduro, na której mamy trochę drewnianych kładek (widać, że świeżo zbudowanych) i sporo korzeni. Początek jest ekstra, dalej już niestety troszkę nudniej. Mnie się generalnie ta trasa podobała, ale są na niej fragmenty które mogłyby być zdecydowanie ciekawsze. Przez cały dzień zjechaliśmy tą trasą 2 razy. Dodam, że w sierpniu w Małej Moravce odbywają się zawody enduro, więc pewnie właśnie na tej górce będzie ściganie, a widzieliśmy że możliwości na poprowadzenie oesów jest tam naprawdę bardzo dużo, dlatego myślę, że będzie ciekawie. Może nawet się wybiorę, bo kiedyś w końcu tego prawdziwego enduro trzeba by spróbować.

Nie pamiętam czy następną testowaną trasą była downhillowa, czy "Fun trail" ale to nieistotne. Zacznę od fun traila. To też trzykilometrowa trasa, pełna długich zakrętów. Nie ma na niej żadnych hopek i po prostu zjeżdża się cały czas w dół. Jest to coś jak twister w Bielsku, z tym, że nie ma tylu wałków. To trasa na którą możesz zabrać swoją dziewczynę albo znajomego, który coś tam umie jeździć na rowerze i chciałby się kiedyś wybrać z Tobą w góry. Trasa nie wymaga żadnych specjalnych umiejętności. Gdybym miał wziąć moją dziewczynę w góry, to na pewno zabrałbym ją na tę trasę, żeby nabrała trochę pewności. Dla nas ta linia nieco nużąca ale i tak zjechaliśmy 2 razy. Warto wspomnieć, że w parku odbywało się jakieś szkolenie mtb i z boku całkiem dobrze to wyglądało. Bikepark jest taki, że wydaje się idealnym miejscem, żeby nauczyć kogoś jeździć. Dużo fragmentów przypomina to, co spotkamy na rychlebskim Superflow, z tym że tutaj mamy wyciąg. Jeżeli ktoś szuka dobrego miejsca na prowadzenie szkoleń, to warto Koprivną wziąć pod uwagę.


Jest jeszcze trasa DH. Mocno kamienista i na początku dość stroma. Ja sobie tam nie dawałem rady. Może trzeba by przejść pieszo, pooglądać, pomyśleć, ale kto by tam miał na to czas ;) Wydawała mi się też dość krótka. Ale jak ktoś lubi zjazd i szuka ciekawych miejsc do treningu, to myślę, że jest to dość atrakcyjna propozycja. Na pewno można się tam podszkolić. Ja zjechałem tylko raz, bo nie sprawia mi to frajdy, ale Tomek z Dominikiem, zjechali więcej. Gdybym umiał jeździć i nie bałbym się tam "lecieć piecem", to byłbym cały w skowronkach.

O trasach "Family" to nie ma co pisać, bo to są trasy dla hulajnóg i tych "górskich kolobków". Ale jeśli kogoś by to interesowało, to wspominam, że istnieją ;) Swoją drogą ten kolobek na jeden zjazd kosztuje tylko 60czk, więc można tam na przykład wysłać swojego towarzysza, który przyjechał z nami w góry, a nie jeździ na rowerze.

Z rzeczy o których trzeba wspomnieć, to na pewno to, że w bikeparku stoi napompowana poduszka, popularnie zwana flybagiem. Jest na nią rozpęd i jest wybicie. Nikt tego nie pilnuje, w cenniku też nic nie widzę, więc wychodzi na to, że jest za darmo. Jak ktoś lubi, to może katować sztuczki. Poduszka jest prawie na dole górki, więc nawet można sobie podejść z bmxem, czy jakimś innym sztywniaczkiem i cały dzień katować no handera czy innego backflipa.

Generalnie SKI Areal Koprivna to miejsce maksymalnie przyjazne rowerzystom. Zadbane trasy, tanie karnety, przystosowany wyciąg, myjka, darmowa poducha i nawet dętki w normalnej cenie (150czk, czyli ~25zł za dętkę maxxisa). Może nie jest idealnie, może każda trasa nie wywołuje głośnego "WOW!", ale przez to, że są tam te 4 linie, to cały dzień jest co robić. Ja się najeździłem i bardzo możliwe, że jeszcze się tam wybiorę. Jest to dobre miejsce jeśli nie chce ci się kolejny raz jechać w Kouty, wiesz, że na Żarze szlag cię trafi jak cały dzień będziesz jeździł po 2 prawie identycznych trasach (choć teraz podobno coś się z alinem pozmieniało), a w Rużomberoku już wakacyjne stawki. No i mam tam najbliżej. Każda trasa w Koprivnej jest inna i przez to można tam naprawdę fajnie spędzić czas. Szczególnie linia "Spicy Freeride" jest godna polecenia. W sumie przez cały dzień zjechaliśmy 12 razy.

To był udany dzień. Nie czuję niedosytu i nie jestem zawiedziony. Bikepark Koprivna, to miejsce, które warto było odwiedzić.


poniedziałek, 16 maja 2016

Joy Ride Bike Fest 2016

Na festiwal zgłosiłem się kilka dni po otwarciu zapisów online. Wiedziałem, że chcę jechać, bo rok temu mi się podobało i uważam, że 150zł za 3 dni jeżdżenia wyciągiem, zawody w różnych konkurencjach z profesjonalnym pomiarem czasu, fajne targi i możliwość testowania rowerów czołowych producentów (w tym roku aż 5), to bardzo dobra oferta. Także nawet się nie zastanawiałem, tylko od razu zapłaciłem.

Piątek
Przyjechałem około dwunastej, przebrałem się i poszedłem pojeździć. Akurat byłem zapisany na testowego Canyona Strive'a i Speca Enduro, więc to od nich zacząłem zabawę. Nie będę mówił, że mnie zaskoczyło, że to bardzo dobre rowery, bo tego się oczywiście spodziewałem. Rok temu miałem tylko sztywniaka i nigdy wcześniej na fullu nie jeździłem, ale po festiwalu stwierdziłem że chce fulla. Spodobało mi się tam wtedy jeżdżenie na treku slashu, więc właśnie taki rower kupiłem. Tym razem czułem się więc na fullu pewniej i łatwiej było mi porównywać testówki do mojego sprzętu. Trafiły mi się wersje z carbonowymi ramami i naprawdę odczułem różnicę w jeździe. Lekki rower zauważalnie lepiej się prowadzi niż mój i nie jest to subtelna różnica tylko naprawdę widoczna. Zauważyłem też, że chyba wolałbym szerszą kierownicę niż aktualnie 750mm - te dwa rowerki miały 780mm i była to ich kolejna zaleta.
Mimo, że chciałbym rower na carbonowej ramie (no bo kto by nie chciał?), to raczej nie prędko w taki zainwestuję, bo jednak względem alu trzeba sporo dołożyć, a mój Slash i tak jest "na wypasie" i zdaję sobię sprawę, że na carbonowym jakoś znacznie lepiej jeździć nie będę. W każdym bądź razie, jeśli ktoś zastanawia się między wyborem rowerów takich jak Canyon Strive, Specialized Enduro czy Trek Slash, to ja bym po prostu sugerował wybrać najkorzystniejszą cenowo ofertę. Moim zdaniem każdy z nich to topowy sprzęt i na każdym jeździ się bardzo dobrze. Czyli co pan nie kupisz będziesz pan zadowolony.

Piątek był też przede wszystkim dniem rozpoznawczym, tego co się w Kluszkowcach pozmieniało. Niestety pogoda była kiepska - co jakiś czas padał deszcz i na trasach robiło się ślisko. Na pierwszy ogień poszedł a-line. Trasa jest przyjemna - lubię ją. Dużo hopek, bez jakichś hardkorowych przeszkód i z dropami w różnych wersjach, które można oczywiście ominąć. Tylko ten step up jakiś bezsensu, bo zdecydowana większość ludzi nie była w stanie go dolecieć. Trasa generalnie była do zawodów dobrze przygotowana, choć były pewne mankamenty, o których za chwilę.

W piątek zrobiłem też jeden przejazd trasą dh. Nie jestem zjazdowcem i to kolejna trasa, która mi to pokazała... Była trudna. Dla mnie za trudna. Na endurówce nie czułem się tam zbyt pewnie. Budowniczy bardzo dobrze wykorzystali to co mieli i trasa mimo że krótka, jest dość konkretna. Przynajmniej takie są moje odczucia. Z minusów to chyba tylko ta sekcja luźnych głazów na wjeździe do lasu i lekki podjazd pod koniec. Chwali się jak trasa dh jest wymagająca, a ta według mnie jest. Czyli jest dobrze.

Teraz będzie trochę narzekania - wróćmy do mankamentów, o których wspominałem. Niestety podczas jednej przejażdżki a-linem zaliczyłem glebę. Zaczynało padać, a deszcz i drewniane konstrukcje nie za bardzo się lubią. Najeżdżałem na dropa w końcówce a-line'a (tam gdzie są dwa dropy i po nich hopka w bandę), i skręciłem na tego mniejszego. Na początku dropa jest siatka antypoślizgowa, ale czemu nie ma jej na końcu to nie mam pojęcia. A, że na dropa trzeba najechać pod kątem, to efekt był taki, że uciekły mi koła i bez możliwości zrobienia czegokolwiek poleciałem jak worek kartofli w dół. Nic przyjemnego i jestem przekonany, że mógłbym tego uniknąć gdyby tylko była tam ta cholerna siatka. No ale trudno - taki sport, gleby się zdarzają. Pomyślałem jednak, że skoro prognozy pogody są kiepskie, to zasugeruję organizatorom, że ta siatka by się tam przydała. Na joyride przyjechało dużo osób - jedni lepsi, drudzy gorsi i myślę że warto zadbać o bezpieczeństwo tych mniej doświadczonych. Dlatego poszedłem do jednego gościa z ekipy joyride i powiedziałem mu, że może można by tam zamontować siatkę, bo trzeba trochę na dropa skręcić i jest niebezpiecznie. W odpowiedzi usłyszałem wypowiedziane lekceważącym tonem "chłopaki, tyle lat tam jeżdżę i nigdy nic się nie stało. Musicie wolniej jeździć". Zatkało mnie. "MUSICIE WOLNIEJ JEŹDZIĆ".  Że co proszę? Drop na którego wjeżdża się prawie zerową prędkością i gość ci powie, że musisz wolniej jeździć. Ręce opadają. Na szczęście gdzieś tam obok stał Siara i szybko uratował sytuację mówiąc "damy tam siatkę". 

Poprzeglądałem jeszcze wydarzenie na facebooku i widzę, że chyba nie tylko ja zgłaszałem problem, co utwierdza mnie w tym, że moja sugestia była słuszna. Zresztą sami spójrzcie:

Dokładajo do dżojrajda :(

Całkiem sporo lajków

Chyba nie tylko ja jechałem tam za szybko...

A to moja pamiątka  - przez tydzień nie pośpię na lewym boku :(



Wieczorem pointegrowalismy się całą, bardzo liczną ekipą, która przyjechała z Rybnika. Wnioski? 
1. Znakomita ekipa i do jazdy i do pijaństwa
2. Mój dziadek pędzi przepyszne wino ;)
Zresztą ten dzień to chyba całe Kluszkowce zakończyły w podobny sposób.

To tylko część z nas
Tu już trochę niewyraźnie :))


Sobota
W sobotę cały dzień deszcz. Raz padało, a raz lało. Nie chciało przestać nawet na chwilkę. Przez to calutki dzień spędziłem w pensjonacie. Tego dnia zaplanowany był dual i podobno wszyscy, którzy tam byli nieźle wymarzli. Gratulacje dla Kuby Kocjana - mojego teamowego kolegi, który wygrał dual w kategorii junior. 
Mi natomiast bardzo szkoda, że ten dzień tak uciekł :(
Jedyne co zrobiłem tego dnia to zobaczyłem film. Jagten (Polowanie). Polecam.

Niedziela
Niedziela to dzień zawodów DH, w których ostatecznie postanowiłem nie startować i zawody na pumptracku. 
Na pumptracku sobie wystartowałem, ale poszło mi niestety gorzej niż bym chciał. Nie takie proste te kręcenie się w kółko jakby się mogło wydawać. W przejedzie na jedno okrążenie chciałem zejść poniżej 8s, co się nie udało, a w przejedzie na dwa okrążenia poniżej 16s, co też się nie udało. Ostatecznie byłem 7. Na pumptracku miał miejsce ciekawy pojedynek między Bartkiem Giemzą i Pawłem "Koparą" Wieczorkiewiczem. Chłopaki razem budują pumptracki w BT Project, więc to takie jakby derby. Tym razem Kopara "porobił" Giemzę w eliminacjach i było widać, że miał sporą chrapkę na  powtórkę w finale. Niestety wypadł, więc skończył niesklasyfikowany, także wygrał Bartek (13.41s), przed Sławkiem Łukasikiem (+0.31s) i Mariuszem Jarkiem (+1.03). Trzeba jednak dodać, że całą tą ekipę i tak przegonił junior - Artur Więcławek (rocznik 2001) z czasem 13.16s. Całkiem przyjemne takie luźne ściganki. 

W niedzielę przejechałem się też trasą "FR". Odbija się na nią z aline'a prawie na początku, zaraz za tym pierwszym dabelkiem na trasie. Dopiero w niedzielę się o tej trasce dowiedziałem, a tak to może zjechałbym nią jeszcze parę razy, bo była całkiem całkiem. Nie za szybka, dość stroma i mocno techniczna. Dużo korzeni, trochę kamieni i bardzo ciasno. Miłe urozmaicenie!

Potem już tylko szybkie pakowanie i do domu.

Podsumowanie
Pogoda sporo napsuła. Piątkowy dzień w kratkę - raz względnie sucho, raz bagno. Sobotni dual rozegrany tylko dzięki determinacji tych zawodników, którym chciało się moknąć i marznąć. W niedzielę dobry downhill i miłe zawody na pumptracku. Nie wspomniałem w całym tekście o enduro i maratonie (bo to dla mnie osobne imprezy) i flybagu który miał być, a go nie nie było. Mi to tam obojętne, ale w niedzielę to raczej mógł stać, tym bardziej, że w poprzednich latach trochę chętnych na poduchę było. Jak ktoś na poduchę czekał, to raczej może się czuć lekko zawiedziony (oszukany?).

Ja szczerze mówiąc to nie najeździłem się przez te 3 dni, ale to raczej przez to siedzenie w domu w sobotę i kiepską pogodę, która nieco hamowała mój zapał do jazdy. Jak zwykle na dżojrajdzie było masę zajawkowiczów, którzy przyjechali dobrze spędzić czas. W kolejkach do wyciągu nie było spin, w drodze na górę, można było miło pogawędzić i generalnie panowała bardzo luźna, przyjemna atmosfera. Dobrze widzieć, że w naszym rowerowym światku jest tak wielu wspaniałych, życzliwych ludzi! Trasy w Kluszkowcach też są w porządku - myślę, że każdy sobie tam pojeździ i znajdzie coś dla siebie.

To czy impreza rowerowa jest udana, czy nie, zależy przede wszystkim od zawodników, od ich podejścia, nastrojów i myślę, że o tym należałoby częściej pamiętać.


Joy Ride BIKE Festival 2016 zakończony. Ja zostaję z lekkim niedosytem, obolały, ale ogólnie zadowolony.


Zdjęcie zamieszczone przez użytkownika Artur (@aknowakowski)


A siatka na dropie się nie pojawiła...

wtorek, 19 kwietnia 2016

Enduro Trails Bielsko-Biała - część 2

O trasach na koziej górze w Bielsku już trochę pisałem. Byłem tam znów i nic się nie zmieniło - dalej jest super! :) Widać też, że miejsce jest bardzo popularne, bo przyciąga naprawdę wielu rowerzystów.

Dlatego ten wpis to będzie trochę uzupełnienie poprzedniego.

No to dodajmy, że podczas wczorajszego wyjazdu sprawdziłem ile mniej więcej zajmuje mi wjechanie na szczyt. Wg endomondo wychodzi, że do startu trasy "Stara zielona" jest to jakieś 35 minut. Ale żółwim tempem i z postojem po drodze. Do Twistera jest jeszcze kilka minut, ale to już blisko. Sprawny kolarz wjedzie szybciej. Na poniższym zapisie z endomondo widać jaki dystans i przewyższenie, więc, kto zna swoje siły, to sam oceni.




Wczoraj w sumie wjechaliśmy 3 razy. Raz zjeżdżaliśmy twisterem, a dwa oesem z zawodów enduro, którego nie ma na mapach. Ten oes jest naprawdę ekstra! Doskonała trasa na rower enduro. Cały czas jedzie się techniczną ścieżką, po korzeniach, kamieniach, między drzewami, po drodze przecinamy strumyk, a było widać też kilka wybić. Po prostu dzicz i natura -  piękna sceneria no i jedzie się wspaniale! Nasz zjazd trwał około 10 minut i cały czas jechałem z bananem na ustach. Jakby nie to, że trzeba pół godziny podjeżdżać, to spędziłbym tam cały dzień.

Żeby dostać się na ten oes, skręcamy w stronę schroniska, idziemy kawałek szlakiem, mijamy kamienne palenisko, które będziemy mieć po lewej stronie i trochę za nim, też po lewej, będzie widać wyjeżdżoną ścieżkę idącą w las. To tam. (Współrzędne GPS to będzie cos koło 49.769062, 19.0367086). Tak mniej więcej wygląda zapis z endomondo na tej trasie:


Nie mam porównania do starej zielonej, ale mówili mi, że jest znacznie lepiej. Ja naprawdę polecam!

A tutaj jeszcze fragmenty trasy, które nagrał Bartosz Giemza. Tylko, że filmik zdecydowanie nie oddaje tego jak tam jest:



Widzę też, że często ktoś trafia na poprzedni wpis szukając frazy "Enduro trails - jak dojechać". To odpowiem jak my tam jedziemy. Lecimy ekspresówką S69, aż na zjazd na Mikuszowice zjeżdżamy i będą dwa zjazdy - pierwszy własnie na Mikuszowice (ten omijamy) i skręcamy w drugi na Bielsko-Biała Centrum. Jak wyjedziemy ze zjazdu, to skręcamy w prawo (Bystrzańska) i jedziemy aż do świateł. Na światłach w lewo w ul. Szeroką. Szeroką już cały czas prosto, aż na parking. Potem trzeba przejść za budowany hotel, do "szlabanu" i tam zaczyna się podjazd.




Tu jeszcze "My story" ze snapchata z wczorajszego wypadu:


wtorek, 27 października 2015

Jeździsz na rowerze? Odwiedź Enduro Trails w Bielsku-Białej!

Ostatnio miałem okazję odwiedzić polską alternatywę dla Rychlebskich Stezek czyli Enduro Trails w Bielsku-Białej. Na rychlebach jest na prawdę super, więc ciężko temu miejscu dorównać ale bielskie trailsy sobie z tym poradziły. To znakomite miejsce dla każdego kto lubi jeździć na rowerze, a wizyta tam przerosła moje oczekiwania.

Enduro Trails to świeżutki projekt zbudowany dzięki budżetowi obywatelskiemu. Na jednej z bielskiej Koziej Górze powstały 4 ścieżki rowerowe o różnym stopniu trudności. Ja wytestowałem dwie z nich: DH+ i Twistera.

Brama do raju

Twister to chyba najprzyjemniejsza trasa na jakiej miałem ostatnio okazję jeździć. Jest dokładnie taka jaka według mnie powinna być trasa w takim miejscu. To znaczy bezproblemowo przejezdna dla amatorów, ale dająca także mega przyjemność tym bardziej doświadczonym. 
Twister jest zbudowany z niezliczonej ilości zakrętów (co ważne bezpiecznych i dobrze zrobionych, a to w Polsce jest rzadkością!) i całej masy wałków które nie wyrzucają nas na mordę, nie każą nam nad nimi skakać (choć na to pozwalają), tylko po prostu pomagają nam się napędzić. Jedzie się tam zupełnie jakbyśmy płynęli po dobrze zrobionym pumptracku. Tyle, że ten "pumptrack" ma ponad 4 kilometry! "Flow" na tej trasie jest niesamowity, a ilość tych wszystkich elementów daje nam poczuć nóżki. Idealna jest również nawierzchnia. Dwa dni z rzędu padało i o ile na trasie dh było bardzo dużo błota, to na twisterze cały czas jechało się po równiutkiej ubitej i przyczepnej nawierzchni. Dla mnie nie ma nic do czego można by się przyczepić.

Trasa dh też jest całkiem w porządku, choć trochę krótka. Było dużo błota więc nie poznaliśmy jej pełnych walorów ale jechało się dobrze. Jedzie się po niej dość szybko i jest kilka hopek, czyli generalnie jest ok. Nie jest to jakieś ultra trudne dh, tylko takie przystępne dla każdego. Daliśmy radę 3 razy wjechać do góry i opcja dwa razy twister plus raz dh wydaję się być odpowiednia. Ale trzeba sobie przemyśleć, czy długi podjazd jest wart krótkiego zjazdu :)

Szkoda że forma taka kiepska i ciężko zrobić więcej podjazdów bo zabawa na Enduro Trails jest przednia. Podjazd w Bielsku co prawda nie jest tak malowniczy jak na rychlebskich stezkach, ale nie jest też tak wymagający. Na szczęście to co czeka na tych którzy dotrą do góry, wynagradza trudy podjazdu z nawiązką.

Enduro Trails niczym nie ustępują Rychlebom. Powiedziałbym nawet że Twister podoba mi się bardziej niż tamtejszy Superflow. Zjazdu co prawda jest mniej, ale mniej też podjazdu, a to akurat idealnie wpasowuje się w moje preferencje. Cztery kilometry w dół dostarcza dostatecznie dużo radości.

Polecam wycieczkę do Bielska każdemu kto lubi jeździć na rowerze. Nie trzeba mieć żadnych specjalnych umiejętności i nie wiadomo jakiego roweru. Była z nami Sylwia na rowerze z najpopularniejszej kategorii "do dwóch tysięcy" i z twisterem radziła sobie bez problemu. Gwarantuje że każdy zjedzie z uśmiechem na ustach! (Tylko obowiązkowo w kasku!)

Gratulacje dla budowniczych ścieżek, bo wykonali bardzo dobrą robotę. Mam nadzieję że takich miejsc powstanie jeszcze więcej, bo to idealny sposób na spędzenie niedzielnego popołudnia.


A tutaj czyjś filmik z youtuba, który bardzo dobrze pokazuje jak tam jest:




O Bielsku napisałem też trochę tutaj.

wtorek, 1 września 2015

Wisła, Stożek + Ustroń, Palenica

Za dwa tygodnie Mistrzostwa Europy DH, więc wybraliśmy się sprawdzić jak wygląda Stożek przed tą wielką imprezą.

W Wiśle nie byłem już bardzo długo, ale zawsze kojarzyłem to miejsce jako przyjazne rowerzystom - to się nie zmieniło. Dobre ceny, miła obsługa i smaczne spaghetti za 9zł.

Trasa na Mistrzostwa Europy jest na prawdę konkretna. Są duże hopy, korzenie, rockgardeny i bardzo strome fragmenty, więc wstydu nie będzie. Trasa jest taka jak powinna być. Ja na moim enduro miałem problem, żeby ją bezproblemowo pokonać. Są miejsca w których jeśli się zatrzymasz, to już bez zejścia z roweru nie ruszysz. Bardzo dobrze jednak, że chłopaki się nie ograniczają. Nie raz już widziałem w internecie jakieś narzekania, na to że hopy za duże albo za trudne, ale aktualnie moim zdaniem nie ma się do czego przyczepić. Może jedynie ostatnia hopa mogłaby mieć dłuższe lądowanie, ale to tylko na oko, bo nie latałem. 13 września oczywiście jadę pooglądać na żywo i szczerze mówiąc, to już nie umiem się doczekać. Przy okazji nabrałem opinii, że trasa na której w tym roku odbyły się Mistrzostwa Polski DH, chyba nie do końca była godna tej rangi imprezy. To w Wiśle jest prawdziwa trasa DH. Ta w Kasinie jest amatorska. Jeśli ktoś po Kasinie wyrobiłby sobie opinię, że downhill wcale nie jest taki trudny jak się wydaje, to na Stożku mocno by się zaskoczył.

Zresztą zobaczcie dzisiejszego helmetcama:


Ze względu na poziom trasy dh, więcej pojeździłem po A-linie. Ten jest w porządku, ale trochę zaniedbany. Nie wiem czy nikt go nie używa, czy po prostu nie ma teraz czasu, żeby się nim zająć, ale cieszyłbym się jakby był w lepszym stanie. No i może przydałoby się więcej hopek w dolnych partiach trasy. Na pewno linia ma większy potencjał.

Na Stożku zrobiliśmy 7 zjazdów i to było w sam raz. Trase DH oczywiście można katować dłużej, bo jest tam sporo rzeczy do opanowania, ale na jazdę z przewagą a-line'a wystarczyło, żeby się nie znudzić.

Później uderzyliśmy na Palenicę. Słyszałem trochę negatywnych opinii, więc jechałem z lekko sceptycznym nastawieniem, ale po testach uważam, że nie ma tragedii. Na moim rowerze w zasadzie mogę tam pojeździć więcej niż na Stożku. Przy wyciągu jest info że mamy do dyspozycji 8 tras ale to nie prawda. Na miejscu spotkaliśmy chłopaków z Oświęcimia, którzy powiedzieli nam, że przywieźli swoje łopaty i grabki i posprzątali trochę trasę, dlatego uszanowanie dla nich za chęci, bo nie oni powinni to robić. Oczywiście takie rzeczy jak dwie duże dziury w drewnianej kładce są niedopuszczalne! Ogólnie na Palenicy jest kilka opcji zjazdu (niestety bardzo podobnych), jest też trochę dropów i gapów (choć te są raczej dla wprawionych), więc jest tam co robić przynajmniej przez 5 zjazdów.

Na obydwu miejscówkach nie ma niestety żadnej płynnej trasy, a po moich kilku wypadach widzę, że takie mi najbardziej odpowiadają. I Stożek i Palenica mają trasy, na których trzeba trochę walczyć z rowerem i mocno uważać na zakrętach. A wystarczyłoby czasem zrobić po prostu trochę wyższe bandy.

Opcja z połączeniem obydwu miejscówek podczas jednego wyjazdu wydaje się być idealna. 5-7 zjazdów na Stożku i kolejne 5-7 na Palenicy, pozwala wystarczająco się najeździć i nie wynudzić. Na cały dzień wyłącznie do Wisły lub do Ustronia bym się jednak nie wybrał. Trzymam mocno kciuki za rozwój tych miejscówek, bo super byłoby mieć gdzieś w pobliżu chociaż jedną szeroką trasę, z wysokimi bandami i większą ilością hopek.

No i mocno zachęcam żeby wybrać się 13 września na Mistrzostwa Europy, bo jestem pewien, że to będą dobre zawody.



wtorek, 4 sierpnia 2015

Bikepark Kouty

Trek Slash kupiony. Trzeba jeździć. Trzeba testować. Pierwsza górska wyprawa - czeski Bikepark Kouty.

Wyjazd o 6:00 rano, śniadanie w mcdonaldzie, przerwa na mandacik i chwilę przed 10:00 byliśmy na miejscu. Cena jednodniowego karnetu studenckiego to 300 koron (45zł), normalny jest 70 koron droższy (czyli kosztuje jakieś 55zł). Można jeszcze kupić bilet na 12 zjazdów (ale chyba nie warto), na 6 (kosztuje tyle samo co jednodniowy), lub 2 i 3 dniowe. Za wszystko można zapłacić kartą, także nie trzeba brać ze sobą czeskiej gotówki. Do ceny karnetu jest doliczane jeszcze 100 koron kaucji za karnet, które niestety dostajemy potem z powrotem w gotówce (można za to kupić np czeskie pamiątki tj. Kofola 2L + czekolada Studencka + lentilky  + jakiś batonik żeby dobić do 100czk ;) ). Warto jeszcze dodać, że tuż przy kasach jest restauracja z przystępnymi cenami i darmowe czyste toalety. Przy kasie jest też sklep rowerowy i wypożyczalnia rowerów Specialized, ale taka przyjemność niestety trochę kosztuje. Do tego podobno gdzieś tam na górze jest jakiś bardzo długi asfaltowy tor na rolki ale nie wiem dokładnie o co chodzi, bo nie chciało mi się jechać zobaczyć.

Rozpakowaliśmy się i poszliśmy na wyciąg. Ten jest nowoczesny - 6 osobowa kanapa, z boku hak na rower, a miejsca o które rower mógłby się obijać zabezpieczone gąbką. Nie musimy się przejmować pakowaniem roweru, bo zajmują się tym panowie z obsługi. Dajemy im rower, siadamy wygodnie na krzesełku, a oni wieszają nasz rower na hak. U góry inny pracownik go ściąga i nam podaje. Tam z kolei jesteśmy bardzo szybko, bo wyciąg jedzie z prędkością aż 5m/s (18km/h), dojeżdżamy więc w kilka minut.

Do wyboru mamy 4 trasy, jednak ponieważ się przecinają, to można zacząć jedną, a potem zjechać na inną, co daje nam do wyboru kilka kombinacji. Zjechaliśmy chyba 7 czy 8 razy i nie odwiedziliśmy wszystkich fragmentów.

Mapka na sezon 2015


Trasy są bardzo zadbane. Jest jeden bardzo długi odcinek przez las z wieloma bandami i wszystkie z nich były dobrze ubite i pozamiatane. Jazda jest super płynna. Wielką frajdę sprawia wpadanie z jednego długiego zakrętu w kolejny, bez strachu, że zaraz skończymy na drzewie. Widać, że ktoś tam o to wszystko dba i są tego efekty bo rowerzystów przyjeżdża sporo (w tym dużo Polaków). Jedynie ta dzika seria band pod wyciągiem mogłaby być trochę poprawiona, bo teraz kończy się sekcją luźnych kamieni, przez którą trochę trudniej napędzić się na hopki, ale też nie ma tragedii. A sama sekcja to niezły rollercoaster! Trzeba trochę poćwiczyć żeby to dobrze opanować.

Bikepark jest jak najbardziej przystępny pod rowery enduro. Jeśli ktoś chce sobie po prostu pojeździć to będzie bardzo zadowolony. Są sekcje band, są sekcje korzeni i są sekcje hopek, zarówno większych jak i nieco mniejszych. Jest też rockgarden. Trasy nie są ani ultra łatwe ani ultra trudne. Przez to że jest tak wiele możliwości, każdy znajdzie coś dla siebie. Miłośnicy typowego dh również nie będą narzekać. Spokojnie można wybrać się na cały dzień i gwarantuję, że nudy nie będzie. Bardzo fajnie, że prawie wszystkie hopki to stoliki i że jest ich całkiem sporo - przez to można sobie dużo i bezpiecznie polatać.

Na razie nie bardzo mam do czego porównać to miejsce, bo byłem w tym roku tylko w Kluszkowcach, no a w tym wypadku to nawet nie bardzo jest co porównywać. Niestety kluszkowy "A-line" i jedna trasa dh ni jak się mają do tego wszystkiego co spotkamy w Koutach.

Ja bawiłem się świetnie. Rower sprawdził się doskonale. Na pewno jeszcze nie raz odwiedzę Kouty, ale pierwsze chcę pojeździć po Polskich miejscówkach, żeby wyrobić sobie na ich temat własną opinię. Najbliższe plany kierują mnie jednak w stronę słowackiego Rużomberka. Oby się udało :)

Kouty bardzo polecam!