poniedziałek, 24 sierpnia 2015

Antidote Bikepark, Kasina Wielka - wrażenia

Poprzednio Ruzomberok i Kouty, więc w niedzielę nadszedł w końcu czas by odwiedzić coś w Polsce. Tym razem na cel obraliśmy Antidote Bikepark w Kasinie Wielkiej na Śnieżnicy, przez wielu nazywanym najlepszym bikeparkiem w Polsce. Także oczekiwania mieliśmy spore.

Karnet całodniowy 60zł (można płacić kartą), ale oczywiście na dzień dobry niemiła niespodzianka. Przymusowe 15zł za nikomu niepotrzebną "kartę partnerską". Na stronie bikeparku informacji w cenniku o tym brak, a teraz dopiero widzę, że opłata jest ukryta w regulaminie. Do tego jeszcze wypisywanie jakichś dokumentów. Ciekawe czy narciarzom też każą podpisywać oświadczenia. Ja nie lubię się dzielić swoimi danymi osobowymi tam gdzie to nie jest konieczne. Karta nazywana partnerską ale to raczej zwykłe naciąganie niż partnerstwo, bo co to niby za partnerstwo gdzie ja dopłacam 25% ceny karnetu, a w zamian nie mam żadnych korzyści? Dziwne, no ale trudno, jesteśmy w końcu Polsce. Na szczęście miła pani w kasie ratuje sytuację i jej to pewnie byśmy nawet stówkę zapłacili, gdyby nas poprosiła :)

Na górę wjeżdżaliśmy wyciągiem jakieś 153 lata. W bikeparku są 4 trasy, więc na początek wybraliśmy którąś z nich. Nie powiem którą, bo nie wiem, bo trasy są kompletnie nieoznaczone. W każdym bądź razie skręciliśmy w prawą stronę stoku i wybraliśmy jedną z 3 band, które są rozjazdem na różne trasy. Dojechaliśmy do końca w tak krótkim czasie, że każdy z nas zastanawiał się o co chodzi. To już? Czemu trasa się skończyła? Niestety tak po prostu jest. No to znów na górę.

W tym miejscu normalnie opisałbym osobno każdą trasę, żeby stworzyć pogląd tego co bikepark nam oferuje. Tyle, że musiałbym napisać 4 razy to samo, bo wszystkie trasy są niemal identyczne. Wszystkie są szybkie, mają różne mniejsze i większe hopki i trochę zakrętów. Niestety bandy są niskie i niestety nie przypominam sobie takiej w której czułbym się bezpiecznie. W każdym zakręcie mogłem się spodziewać, że stracę przyczepność na luźnych kamieniach lub wjeżdżając w jakaś dziurę. Można mi zarzucać, że nie umiem jeździć, ale to nie ma znaczenia, bo skoro jedna z tras nazywa się "fun track" to przynajmniej na niej zakręty powinny być bezpieczne. No i niestety wszystkie trasy są na prawdę cholernie krótkie. Jeśli miałbym jednak wskazać najlepszą, to jest to "Biotop Blue Line". Nie wiem jak często ktoś się tam zajmuje trasami, ale wczoraj wszystkie były trochę zaniedbane.

Na stronie internetowej bikeparku, przy mapce, widnieje opis, że trasy są na poziomie średnio-zaawansowanym (swoją drogą ciekawe czemu napisali to po angielsku, skoro cała strona jest po Polsku?) i z tym się w pełni zgadzam. Trasy nie są ani proste, ani trudne. Takie dla każdego kto już trochę jeździ na rowerze. I to jest według mnie akurat plus tego miejsca.

Jedziemy biotopem. Nagrywa Kuba


Mimo wszystko bawiłem się dobrze i nie chciałem pisać krytycznej opinii, no ale jeśli miejscówka aspiruje do miana najlepszej w Polsce, to powinna dać z siebie trochę więcej. Powinna być bardziej zadbana i przede wszystkim oferować większą różnorodność. Jeśli mieszkałbym w Krakowie, to pewnie bym się cieszył, że 50km ode mnie jest taki bikepark, ale mieszkam w Rybniku i w promieniu 150km są lepsze alternatywy. Wydaje mi się, że mieliśmy co do tego miejsca zbyt duże oczekiwania i chyba przez to trochę się zawiedliśmy. Być może zachwycałbym się tym miejscem gdybym wcześniej nie był w Koutach, czy Ruzomberku. A tak to wiem, że ponownie wybiorę się tam najwcześniej dopiero w przyszłym roku, już bez huraoptymizmu i tylko po to, żeby zobaczyć czy coś się zmieniło na lepsze.

W każdym bądź razie wybrać się na pewno trzeba, żeby wyrobić sobie własna opinię. Ludzie z którymi rozmawiałem na ogół są zadowoleni i chwalą bikepark, więc może to ja tylko ględzę jak jakiś upierdliwy grubiorz. Są cztery trasy i mimo, że są takie same, to są wystarczająco w porządku, żeby nie umrzeć z nudów. Jak ktoś lubi szybką jazdę, to jest to na pewno bikepark dla niego. Ja sobie pojeździłem. Było spoko, ale "dupy nie urywa". Liczę jednak, że bikepark się rozwinie, bo ma potencjał.

Antidote Bikepark

Pozdrowienia dla chłopaków z baru na górze, którzy robią smaczne fryty i dobre zapiekanki za piątaka oraz dla pani doktor z kasy. Ekipa na medal!

sobota, 15 sierpnia 2015

Muzeum ognia w Żorach

Dziś odwiedziłem niedawno wybudowane Muzeum Ognia w Żorach.
Krótko powiem, że warto się wybrać. Muzeum jest interaktywne, czekają na nas różne zadania, a przy okazji mamy do czynienia z masą przeróżnych ciekawostek związanych z ogniem. Ogień to tak rozległe pojęcie, że mocno zastanawiało mnie, co konkretnie można zrobić, żeby przedstawić go w ciekawej formie. W muzeum w Żorach się tu udało. Spędziłem tam prawie półtora godziny, a mógłbym być tam nawet trochę dłużej. Polecam!


Później byłem też w miasteczku Twing Pigs, bo jak się okazało w piątki i soboty do końca sierpnia od 18:00-19:00 atrakcje są darmowe. No to wypróbowaliśmy to co zdążyliśmy, czyli diabelski młyn, wahadło, rollercoaster i kino 5D. Boże chroń mnie przed ponownym pójściem na filmy 4D czy 5D. Przypuszczam, że wszędzie wygląda to tak samo - brak synchronizacji ekran-fotel i jedyna przyjemność to jak nas pryśnie woda. NUDY! Rollercoaster też nudny. Diabelski młyn i wahadło były w porządku. Na kręcące beczki i kopalnie się nie załapaliśmy. Bilety do twingpigs są chyba drogie, więc jeśli macie zapłacić to nie polecam, bo słaby "fun" dla dużych dzieci.

wtorek, 11 sierpnia 2015

Bikepark Malinô Brdo, Ružomberok - moje wrażenia

Na Słowację jechałem z nastawieniem, że jadę do najlepszego bikeparku w promieniu 200km. Czy tak było? Było dobrze, ale nie znakomicie - a to wszystko przez szczegóły. (tl;dr na końcu)

Dojazd z Rybnika jest bardzo dobry, na trasie przez Cieszyn, Czadcę i Ziline cały czas jedzie się po równych drogach. Ruch rano również był znikomy. Wyjechaliśmy o 6:20 i byliśmy na miejscu o 9:30. Gdzieś tam na Słowacji można wjechać na autostradę i ominąć Ziline, ale jest płatna i z tego co widziałem najtańsza 10 dniowa winieta kosztuje €10, więc to się nam średnio opłacało.

Bardzo ucieszyło nas że parking jest pod samiutkim wyciągiem. To zawsze wiele ułatwia, bo nie trzeba daleko jeździć po narzędzia, wodę czy cokolwiek innego. Poszliśmy więc kupić bilet i tutaj pierwsze niemiłe zaskoczenie. Na stronie przeczytaliśmy, że karnet jednodniowy będzie nas kosztował €13, bez względu na wiek. Dziś już wiem, że zakładka z cennikiem dla polskiego języka na stronie jest nie zaktualizowana. Bilet ulgowy kosztował €15 a normalny aż €19. Do tego jeszcze €2 zwrotnej kaucji za karnet. Ja na szczęście mam i legitymację studencką i karte euro26, więc łącznie z kaucją wyszło mnie to 74zł. W kasie można płacić kartą.

Wyciąg to kolejka gondolowa. Z rowerem wchodzi się do środka, a co drugi wagonik ma na krzesłach plandekę i do takiego można wejść we dwóch. Podróżowanie gondolą ma swoje wady i zalety. Na pewno jest wygodnie - jak jedziemy samemu to można się położyć (ja na krzesełkowych się boję), rower się o nic nie obija, no i gdyby padało to jesteśmy bezpieczni. Natomiast niestety w taki upał wchodzimy trochę jak do piekarnika. W ruzomberku wyciąg się trochę wlecze, ale przynajmniej możemy przez ten czas odpocząć.

Widok spod wyciągu
Na szczycie mamy w czym wybierać. Tras jest całkiem sporo. My na początek wybraliśmy niebieski "Modrý zamat". Jest to szybka trasa z wieloma zakrętami i hopkami. Niektórzy nazywali ją A-linem". Nawierzchnia jest mocno kamienista, ale na szczęście luźnych kamieni za dużo nie było. Mnie osobiście się ta trasą bardzo dobrze jeździło. Miała tylko jeden mankament - w pewnym momencie aby kontynuować zjazd, trzeba było podjechać pod górkę. Dobrze że mam reverb'a, więc tylko dźwignąłem go do góry i powolutku sobie podjechałem, natomiast chłopaki na zjazdówkach trochę się namęczyli. Po podjeździe jest rozjazd na czarny Bidasken (nie pojechaliśmy tam ani razu), albo dalej na modrym zamat. (Gdzieś jeszcze był zjazd na niebieskiego "Low rydera", ale nazwa nas nie zachęciła, więc też go nie sprawdziliśmy - trochę szkoda bo mógł być całkiem spoko). Na końcu modrego zamatu jest znów bardzo bardzo szybka sekcja band i hopek, tylko tym razem już bez kamieni. Można tam poczuć niezły flow.

Jak ktoś nie chce jeździć pod górkę, co jest raczej zrozumiałe, to na jednym z zakrętów modrego zamatu można skręcić na czerwonego "Monster Doga" i jest to dobry pomysł. Ta trasa jest bardziej zjazdowa, ma kilka hopek i też daje dużo frajdy. Potem tak właśnie jeździliśmy - Modry Zamat i zjazd na Monster Doga.

Inną opcją jest niebieski Blizzard. Tak nam się podobały poprzednie trasy, że dopiero po kilku zjazdach postanowiliśmy spróbować Blizzarda. Na początku trasy myślałem, że straciliśmy czas. Wycieczka jak po bułki do sklepu - nuda. Z każdym kolejnym metrem było jednak co raz lepiej lepiej. Frajda zaczęła się od jazdy na wprost przez polanę, na maksymalnej prędkości. Potem zjeżdżamy od lasu i odtąd jedzie się już zupełnie inaczej. Trasa robi się zdecydowanie wolniejsza, ale za to super techniczna. Jazda po wystających korzeniach i sporej ilości kamieni - powoli ale mega przyjemnie. Takie idealne enduro, z tym że cały czas jedziemy z górki. Dodatkowo na końcu wpadamy na wspomniany wyżej najszybszy fragment Modrego Zamatu, co dodatkowo podnosi wrażania z tej trasy.

Blizzard jest zupełnie inny niż Modry Zamat. MZ bardzo szybki, z różnymi hopkami, Blizzard natomiast dłuższy i bardzo techniczny. Z tego powodu trasy idealnie się uzupełniają. Raz możemy pojechać szybką, a innym razem techniczną.


Co do czarnych tras, to żadnej nie spróbowaliśmy. A też jest ich kilka. Na którąś z nich ludzie narzekali, że trochę zaniedbana, ale nie potrafię się do tego ustosunkować. "Intro" chyba jest znośne nawet na mniejsze rowery, natomiast jak spytaliśmy spotkanego Czecha o "Pro dh" i "NZ", to powiedział, że dla niego "to je moc brutalne", ale to był raczej bardziej zajawkowicz niż pro rider, więc myślę, że zjazdowcy powinni śmiało przynajmniej prodh spróbować. Na tej trasie rozgrywane były chyba mistrzostwa Słowacji w dh.
"NZ" z kolei jest chyba najbardziej hardkorową trasą w parku. Tylko słuchaliśmy o nim opowieści i nawet nie przyszło nam przez myśl żeby tam jechać, bo podobno jak się nie jest uberkozakiem, to trzeba w kilku miejscach schodzić z roweru. A i tak ciężko wtedy zejść.

Mieliśmy też niestety trochę przygód z podziurawionymi dętkami. Pierwsze snake'a złapał Melon, potem Prosty, następnie poznany na miejscu Polak, a i po drodze kilkakrotnie mijaliśmy pechowców. I tutaj ważna uwaga! Koniecznie zabierajcie ze sobą dętki - najlepiej ze trzy i jeszcze łatki, bo jak przyjdzie wam kupić na miejscu to będziecie płakać. W sklepie pod wyciągiem za dętkę liczą sobie 10 EURO! I to za jakąś totalnie zwykłą dętkę. W mojej opinii jest to chamskie żerowanie na rowerzystach i takie coś nie powinno mieć miejsca w bikeparku, który z założenia powinien być maksymalnie przyjazny rowerzystom. Duży minus za to - mocno mnie to zraziło. Na szczęście jeden Polak odsprzedał nam swoją zapasową dętkę za polską dyszkę, także wielkie dzięki dla niego!

Na szczęście nie nudziliśmy się, zmęczyliśmy się, więc dla mnie wypad był udany. Po wszystkim podjechaliśmy jeszcze do pobliskiej pizzerii, gdzie pizza kosztuje zabójcze €2.99 lub €3.99 (zjeżdżamy spod wyciągu do ronda, na rondzie w lewo i kawałek pod górką jest ta pizzeria). Na moje oko miała 32cm - kupiliśmy 3 pizze na 4 osoby, do tego 4 x 0.5L coli po €1 i nie czuliśmy się głodni. Pizza smaczna i na cienkim cieście. Można tam zapłacić kartą.

Warto jeszcze dodać że:

- przy parkingu jest zbiornik wody, który można nazwać basenem i można się tam wykąpać w upalny dzień (woda jest dość zimna i zamulona ale i tak przyciąga plażowiczów),
- w punktach gastronomicznych przy wyciągu nie można płacić kartą,
- jeśli bierzemy nocleg w Dari, to mamy 30% rabatu na wyciąg (nie wiem czy nocleg nie musi być dwudniowy),
- u góry, przy wyciągu są szafki z kluczykiem za 0.5€.

Plaża pod wyciągiem


Ze względu na cenę, przez wakacje lepiej chyba odwiedzić Kouty. Kouty są naprawdę super. Ružomberok jest w porządku, ale droższy i chyba nie tak przyjazny. W obydwu bikeparkach mi się podobało. Charakterystyka tras jest zupełnie inna. W Koutach np nie ma takiej technicznej trasy jak Blizzard w Ruzomberku, z Kolei A-line w Koutach jest bardziej wypieszczony niż ten w Ruzomberku. W Koutach mamy też dużo szybszy wyciąg, ale z parkingu trzeba do niego trochę podejść pod niemałą górkę. Najważniejsze jednak, że i w jednym i w drugim bikeparku jeśli chodzi o jeżdżenie to nie ma lipy!




W skrócie o Malino Brdo:
- W wakacje (lipiec/sierpień) karnety są drogie - ulgowy €15, normalny €19, polecam więc wybrać się w czerwcu lub we wrześniu (bilety po €13)
- Wystarczająca ilość tras, żeby ani trochę się nie nudzić.
- Trasy o różnym poziomie trudności, np szybki A-line (Modry Zamat), długie techniczne enduro (Blizzard), "moc brutalna" NZ lub ProDH i jeszcze kilka innych (więcej informacji można przeczytać tutaj: http://www.skipark.sk/pl/Bikepark/Bikepark/Trasy)
- Dętki za 10 EURO!!1!1!!
- Nie można płacić kartą za jedzenie przy wyciągu.
- Wyciąg gondola (piekarnik), w środku plandeka na fotelach, żeby się nie przejmować brudem. Nikt nie robi problemów rowerzystom, ale wygląda na to że to standard za granicą.
- jest woda do której można się wpakować po treningu
- w pobliżu można tanio zjeść

Strona bikeparku Malinô Brdo: http://www.skipark.sk/pl/Bikepark

czwartek, 6 sierpnia 2015

Astra J Sports Tourer + bagażnik dachowy GM

Kupiłem używany oryginalny oplowski bagażnik na dach do mojej astry kombi. Nie znalazłem nigdzie zdjęcia tego jak to wygląda na samochodzie więc wrzucam.

Opel Astra J Sports Tourer z bagażnikiem dachowym GM (13312192) na relingi zintegrowane:

Astra J Sports Tourer + GM roof racks

Astra J Sports Tourer + GM roof racks

Astra J Sports Tourer + GM roof racks


W mojej opinii belki są całkiem w porządku. Montaż jest bardzo prosty. W zestawie jest klucz imbusowy z wskaźnikiem siły nacisku, co pomaga nam nie zerwać gwintu. Jestem jedynie zaskoczony, że belki nie blokują się w tych specjalnych otworach w relingach. Nie wiem więc, do czego te otwory są tam przygotowane. Może pełnią tylko funkcję orientacyjną, żebyśmy wiedzieli gdzie mniej więcej umieścić bagażnik.

wtorek, 4 sierpnia 2015

Bikepark Kouty

Trek Slash kupiony. Trzeba jeździć. Trzeba testować. Pierwsza górska wyprawa - czeski Bikepark Kouty.

Wyjazd o 6:00 rano, śniadanie w mcdonaldzie, przerwa na mandacik i chwilę przed 10:00 byliśmy na miejscu. Cena jednodniowego karnetu studenckiego to 300 koron (45zł), normalny jest 70 koron droższy (czyli kosztuje jakieś 55zł). Można jeszcze kupić bilet na 12 zjazdów (ale chyba nie warto), na 6 (kosztuje tyle samo co jednodniowy), lub 2 i 3 dniowe. Za wszystko można zapłacić kartą, także nie trzeba brać ze sobą czeskiej gotówki. Do ceny karnetu jest doliczane jeszcze 100 koron kaucji za karnet, które niestety dostajemy potem z powrotem w gotówce (można za to kupić np czeskie pamiątki tj. Kofola 2L + czekolada Studencka + lentilky  + jakiś batonik żeby dobić do 100czk ;) ). Warto jeszcze dodać, że tuż przy kasach jest restauracja z przystępnymi cenami i darmowe czyste toalety. Przy kasie jest też sklep rowerowy i wypożyczalnia rowerów Specialized, ale taka przyjemność niestety trochę kosztuje. Do tego podobno gdzieś tam na górze jest jakiś bardzo długi asfaltowy tor na rolki ale nie wiem dokładnie o co chodzi, bo nie chciało mi się jechać zobaczyć.

Rozpakowaliśmy się i poszliśmy na wyciąg. Ten jest nowoczesny - 6 osobowa kanapa, z boku hak na rower, a miejsca o które rower mógłby się obijać zabezpieczone gąbką. Nie musimy się przejmować pakowaniem roweru, bo zajmują się tym panowie z obsługi. Dajemy im rower, siadamy wygodnie na krzesełku, a oni wieszają nasz rower na hak. U góry inny pracownik go ściąga i nam podaje. Tam z kolei jesteśmy bardzo szybko, bo wyciąg jedzie z prędkością aż 5m/s (18km/h), dojeżdżamy więc w kilka minut.

Do wyboru mamy 4 trasy, jednak ponieważ się przecinają, to można zacząć jedną, a potem zjechać na inną, co daje nam do wyboru kilka kombinacji. Zjechaliśmy chyba 7 czy 8 razy i nie odwiedziliśmy wszystkich fragmentów.

Mapka na sezon 2015


Trasy są bardzo zadbane. Jest jeden bardzo długi odcinek przez las z wieloma bandami i wszystkie z nich były dobrze ubite i pozamiatane. Jazda jest super płynna. Wielką frajdę sprawia wpadanie z jednego długiego zakrętu w kolejny, bez strachu, że zaraz skończymy na drzewie. Widać, że ktoś tam o to wszystko dba i są tego efekty bo rowerzystów przyjeżdża sporo (w tym dużo Polaków). Jedynie ta dzika seria band pod wyciągiem mogłaby być trochę poprawiona, bo teraz kończy się sekcją luźnych kamieni, przez którą trochę trudniej napędzić się na hopki, ale też nie ma tragedii. A sama sekcja to niezły rollercoaster! Trzeba trochę poćwiczyć żeby to dobrze opanować.

Bikepark jest jak najbardziej przystępny pod rowery enduro. Jeśli ktoś chce sobie po prostu pojeździć to będzie bardzo zadowolony. Są sekcje band, są sekcje korzeni i są sekcje hopek, zarówno większych jak i nieco mniejszych. Jest też rockgarden. Trasy nie są ani ultra łatwe ani ultra trudne. Przez to że jest tak wiele możliwości, każdy znajdzie coś dla siebie. Miłośnicy typowego dh również nie będą narzekać. Spokojnie można wybrać się na cały dzień i gwarantuję, że nudy nie będzie. Bardzo fajnie, że prawie wszystkie hopki to stoliki i że jest ich całkiem sporo - przez to można sobie dużo i bezpiecznie polatać.

Na razie nie bardzo mam do czego porównać to miejsce, bo byłem w tym roku tylko w Kluszkowcach, no a w tym wypadku to nawet nie bardzo jest co porównywać. Niestety kluszkowy "A-line" i jedna trasa dh ni jak się mają do tego wszystkiego co spotkamy w Koutach.

Ja bawiłem się świetnie. Rower sprawdził się doskonale. Na pewno jeszcze nie raz odwiedzę Kouty, ale pierwsze chcę pojeździć po Polskich miejscówkach, żeby wyrobić sobie na ich temat własną opinię. Najbliższe plany kierują mnie jednak w stronę słowackiego Rużomberka. Oby się udało :)

Kouty bardzo polecam!