sobota, 20 sierpnia 2016

Usuwanie wielu adresów z wyników wyszukiwań Google

Jedna ze stron na wordpressie, którą kiedyś komuś postawiłem, padła ofiarom ataku, co poskutkowało wysypem urli do chińskich stron w wynikach wyszukiwania google. Oczywiście nie jest to coś, co chciałbym, żeby było tam widoczne, więc coś trzeba było z tym zrobić.

Wyczyściłem wordpressa, ustawiłem przekierowania na status HTTP 410, dla tych wadliwych linków (na szczęście dało się to zrobić wyrażeniem regularnym w .htaccess), ale linki dalej wisiały i wisiały. Swoją drogą, te 410 chyba tak czy siak dobrze ustawić, nawet jeśli będziemy usuwać urle.

Ponieważ jest tego dobre kilka stron, to nie bardzo chciało mi się usuwać to ręcznie i pojedynczo przez narzędzie w Google Search Console. Niestety Google nie udostępnia nam możliwości wpisania wielu adresów i pozbycia się ich jednym kliknięciem i trzeba wpisywać link za linkiem. Na szczęście, ktoś napisał wtyczkę do Chrome'a, która zrobi to za nas. Jest dostępna w tym projekcie na githubie: https://github.com/noitcudni/google-webmaster-tools-bulk-url-removal Trzeba tylko przygotować plik tekstowy z adresami, które chcemy usunąć.

Opisana na githubie instrukcja instalacji narzędzia jest ok (czyli włączamy tryb programisty w chrome://extensions/, a potem wgrywamy pobrane i wypakowane pliki wtyczki), natomiast link z instrukcji do opisu tego jak zebrać wszystkie linki do swojej strony z google nie działa, dlatego opiszę tutaj jak to zrobić. Może komuś się przyda.

1. Zaczynamy od dodania do zakładek tego bookmarkleta: http://www.onlinesales.co.uk/tools/tools/bookmarklet-serps.php - czyli przesuwamy ten zielony przycisk na pasek zakładek.

Bookmarklety to nic innego jak kod javascript odpalony z paska adresu. Tutaj mirror1 i mirror2 kodu tej zakładki, gdyby tamta strona się zmieniła. Trzeba pamiętać, że google czasem zmienia sposób wyświetlania wyników, wiec nie wiadomo, czy w momencie w którym czytasz ten wpis, te bookmarklety jeszcze działają. Jeśli nie, to pozostaje Ci znaleźć jakąś alternatywną metodę.

2. Wpisujemy w google site:<adres strony>, czyli np site:wp.pl i dostajemy wszystkie wyniki związane z nasza stroną


 

3. Teraz trzeba kliknąć bookmarklet'a i otworzy nam się nowa karta, na której będzie lista linków do naszej witryny. Niestety operacje trzeba powtórzyć na każdej stronie z wynikami w google. Linki wrzucamy do pliku tekstowego (oczywiście tylko te, których chcemy się pozbyć), który później wgramy do search console. 




4. Dalej postępujemy zgodnie z instrukcją na githubie. To znaczy przechodzimy do Google Search Console > Indeks Google > Usuń adresy url. Dzięki włączonej wtyczce z githuba pojawia się lista wybieralna i przycisk do wgrania przygotowanego pliku z urlami.


5. Po w graniu pliku trzeba poczekać, aż google to sobie przetworzy. Strona odświeży się tyle razy ile było linii w pliku. I to wszystko, co trzeba zrobić.


U mnie w przeciągu 24h niechciane linki zniknęły z wyników wyszukiwania w Google.

wtorek, 16 sierpnia 2016

Bikepark Gruniky - pierwsza wizyta

O Grunikach pierwszy raz usłyszałem z rok temu, a powiedział mi o nich mój mountainboardowy kolega Piotrek. Bardzo zachwalał i zachęcał, żeby się tam wybrać. Pamiętam, że dostałem jakiś filmik, ale wydawało mi się wtedy, że jest tam tak sobie. Niby okej, ale nic specjalnego. Dziś nie wiem, czy wtedy było tak naprawdę, bo były to dopiero początki miejscówki, czy tylko odniosłem takie mylne wrażenie. W każdym bądź razie, to co jest tam teraz, wywarło na mnie niesamowicie pozytywne wrażenie.

Jako, że co raz więcej materiałów z Gruników przemykało mi przez facebookową tablicę i słyszałem sporo dobrych opinii na temat tego miejsca, postanowiłem, że trzeba się tam w końcu wybrać. Miejscówka znajduję się tuż przy granicy polsko-słowackiej w Korbielowie i jest to niewielka górka z wyciągiem orczykowym. Orczyk, nosi nazwę orczyk, dlatego, że bez skrupułów przeora wasza ramę i kierownicę. Ale ja już o tym wiedziałem, dlatego pozabezpieczałem te części pociętą dętką i taśmą izolacyjną. Mimo wszystko zalecałbym jednak przynajmniej podwójną warstwę dętki, albo najlepiej jakąś obklejoną gąbkę. Kierownice dobrze jest obwinąć po prawej stronie, od mostka aż po klamkę. Sztycę też najlepiej zabezpieczyć na jak największej powierzchni, bo różnie nam się ten wyciąg zahacza. Ja poobklejałem moje w ten sposób:



Uchwyt wyciągu zahaczamy o sztycę i tak sobie jedziemy kilka minut na górę. Orczyk, to może i nie jest najwygodniejsza forma podróżowania i po którymś razie, od siedzenia na niewygodnym, zjazdowym siodełku może nas zacząć boleć dupa, ale na szczęście wrażenia z bikeparku nam tą niedogodność wynagradzają.

Trasy
Trasy w Grunikach są mistrzowskie. Nieprawdopodobne jak dobre i zróżnicowane linie można poprowadzić na tak małej górce. Znowu narzekam, ale odniosłem wrażenie, że na tej jednej małej góreczce jest tyle samo fajnych tras, co w całej Polsce. W całym bikeparku jest dużo hopek o przeróżnej skali trudności, wszystkie mają jednak objazdy i to takie jakie powinny mieć. Czyli niezależnie czy skoczysz, czy pojedziesz bokiem, będziesz zadowolony. Bandy też wyglądają tak jak powinny. To znaczy, że prowadzą cię tam gdzie trzeba, a nie gdzieś np. w las. Wielka piona dla budowniczych!

Dzisiaj mam filmiki z każdej trasy i to nie z taką lamerską jazdą, bo nagrywał je Paweł, a nie ja. Także parę słów Wam o trasach opowiem, a potem możecie sobie zobaczyć jak to wygląda. Następnym razem musimy tylko inaczej ustawić kamerę, bo mogłaby patrzeć nieco bardziej w przód.

First
Tak nazywa się jedna z tras. Nie wiem czy była pierwsza w bikeparku, czy chodzi o to, żeby pierwszy przejazd zrobić właśnie na niej, ale to ją wybraliśmy na nasz pierwszy zjazd. Trasa ma freeride'owy charakter. Dużo hopek, trochę korzeni i szybka jazda w dół. Tak jak już pisałem, każda hopka ma sensowny objazd, więc na trasie można się bardzo dobrze bawić niezależnie od posiadanych umiejętności. Tą trasą jeździliśmy chyba najwięcej. Gdzieś w jej dalszej części, można jechać prosto na bandy i hopki, a można odbić na nieco bardziej techniczny fragment - rockgarden lub korzenie.



Downhill
Szybka, zjazdowa trasa. Mamy na niej m.in sporego wallride'a, z którego zaskakuje się na przygotowane lądowanie i długą sekcje korzeni, na których nieźle nas wytrzęsie. Miejscami jest bardzo szybko! Świetnie się tam bawiłem. Nie ma co nawet więcej pisać, bo wszystko jest tam wg mnie idealnie. Lubię takie sekcje korzeni na których trzeba się po prostu puścić przed siebie i jechać tam gdzie nas poniesie, delektując się przy okazji nienaganną pracą własnego zawieszenia. Jazdy na sztywniaku jednak nie polecam. Na tej linii czekają nas dwie minuty czystej, zjazdowej przyjemności.



Enduro
To taka linia, którą warto odwiedzić raz czy dwa przez cały dzień. Jest wolna, techniczna i najbardziej stroma. Jest też kładka nad strumykiem, a ja zawsze mam banana na ustach jak jadę i gdzieś w pobliżu trasy słychać, że płynie sobie rzeczka. Zawsze po głowie chodzą mi wtedy takie enduro foty, na których widać rozbryzgującą się wodę, przez którą przebija się jakiś gość na rowerze za 30 tysi. Tutaj do wody nie wjeżdżamy, ale z przyjemnością bym to zrobił. Trasa nie jest taka idealna, bo końcówka jest już niestety trochę płaska, ale nawet na zjazdówce ten jeden, czy dwa zjazdy nie będą problemem. Niech was drodzy downhillowcy, nie zniechęca ta złowrogo brzmiąca nazwa!



Funtrail
Na tej trasie byłem tylko raz, bo po ulewach w zeszłym tygodniu było na niej bardzo ślisko. A że są tam prawie same korzenie, to jechało się dość ciężko. Trasa DH jest położona na granicy stoku i ładnie padają na nią słońce, przez co było sucho, natomiast funtrail znajduje się głębiej w lesie dlatego nie schnie tak dobrze i było trochę błota. Jak nazwa wskazuje, jest to trasa do dobrej zabawy, choć wydaje mi się, że bawimy się na niej nieco gorzej niż na "First". Ta linia jest bardziej techniczna i też ma kilka hopek. Koniecznie muszę ją kiedyś wypróbować jak będzie sucho.



Big Air
To jest jakaś linia dla psychopatów! Nigdzie czegoś takiego jeszcze nie widziałem! Wszystkie hopy są wielkie, a ta przez dropem to jest w ogóle jakaś abstrakcja! Od nas tylko Paweł odważył się coś tam polatać, a i tak nie chciał się dać namówić, żeby spróbował skoczyć kolejne hopki. Jak ktoś jest hardkorem, to zapraszam  - na pewno nie pożałuje. Ja mogę tylko powiedzieć, że wygląda na to, że jest płynnie i jedyne z czym trzeba walczyć, to ze swoją głową. Przy tak dobrych alternatywnych trasach, nie mam nic przeciwko zrobieniu jednej, zupełnie niedostępnej dla Janusza downhillu.



To jeszcze kilka rzeczy, które warto wiedzieć:
- Nie warto brać karnetu na 10 wjazdów, bo szybko je wyjeździmy (trasy są stosunkowo krótkie, ok. 2 minut). Całodniowy to moim zdaniem najlepsza opcja.
- W kasie nie można zapłacić kartą, ale można złotówkami. Na ten moment (sierpień 2016) płaciliśmy 52zł, z czego potem dostaliśmy 9zł  kaucji zwrotnej za oddanie karnetu. Czyli wychodzi tylko 43zł za cały dzień!!!
- Przy wyciągu jest karczma (w której, też nie można płacić kartą). Smažený sýr kosztuje €3.50.
- Warto zabezpieczyć sztycę i kierownicę, bo wyciąg na pewno nam je poobija. 
- Czasami ekipa od mountainboardów rozstawia poduchę, więc można poćwiczyć sztuczki. Jak chcecie wiedzieć, co i jak, to piszcie do WildBoards https://www.facebook.com/WildBoards/?fref=ts (dobrą opcją może być wyjazd na Gruniky z dziewczyną i wysłanie jej np. na szkolenie mountainboardowe, tak żeby się nie nudziła) 
- wyciąg chodzi od 10:00 do 17:00 


Co tu dużo mówić - podobało mi się! Dobry bikepark jest wtedy, kiedy masz w czym wybierać. Jedna kozacka trasa nie wystarczy, bo ileż można jeździć jednym i tym samym. Tutaj wybór mamy i to taki, że spokojnie wystarczy na cały dzień. Nie mam się zupełnie do czego przyczepić i na pewno nie raz jeszcze na Gruniky pojadę. Jest blisko, tanio i znakomicie. Szczerze polecam i ręczę za to, że wyjazd tam nie będzie zmarnowanym czasem.

#chrrybnik
 
A jako bonus filmik z glebą. Paweł skoczył hopkę, stracił przyczepność na śliskiej nawierzchni i wylądował prosto na leżącym z boku korzeniu. Dodatkowo nadział się na wystający fragment tego korzenia. Gdyby nie miał gogli, to korzeń nieźle mógłby uszkodzić mu twarz. Uratowała go szybka. Było groźnie, ale na szczęście nic złego się nie stało.

sobota, 6 sierpnia 2016

Na rowerze we Francji - Chatel i Morzine

Gdzieś pod koniec maja na jednej z facebookowych grup pojawiło się ogłoszenie, że ktoś szuka chętnych na wyjazd rowerowy do Francji. Konkretniej do Chatel. Długo się nie zastanawiałem, tym bardziej, że cena była atrakcyjna, Napisałem, zapłaciłem i z niecierpliwością czekałem na wyjazd.

1400km w pełnym, 9 osobowym busie ciągnącym przyczepę z jedenastoma rowerami i trzema na dachu, to nie jest nic przyjemnego. Tym bardziej jak do dyspozycji masz niesamowitą moc 80 koni mechanicznych... No ale da się przeżyć. Na szczęście cała droga to autostrada, więc po prostu trzeba było to jakoś przeczekać i wymęczyć. Z Wrocławia dojechaliśmy z przerwami w jakieś 15h.

Ej Zbyszek, kradnę Ci to zdjęcie!

Chatel to małe alpejskie miasteczko z kościółkiem, kilkoma sklepami sportowymi, basenem i kilkoma innymi punktami wydawania pieniędzy, których nawet nie odwiedzaliśmy, bo z naszą polską wypłatą to poszaleć tam za bardzo nie można. Wszystkie domy w miasteczku są drewniane, ale nowoczesne i wyglądają bardzo ładnie. Nasza kwatera też okazała się kozacka. Nowy apartament na 12 osób, 3 łazienki z prysznicem i dwie toalety, sauna, nowoczesna kuchnia z płytą indukcyjną, zmywarką i mikrofalówką. Do tego klima, 40'' telewizor (jak się okazało we Francji w TV puszczają relacje z Pucharu Świata DH!), wifi, pralka i suszarka. Zużycie prądu dowaliliśmy takie, że aż korki wysiadały. No i jakby kto pytał, to potwierdzam, że fińska sauna całkiem dobrze nadaje się do suszenia butów. A jakbyście chcieli kiedyś zrobić sobie taras z kompozytowych desek tarasowych, to odradzam - strasznie trudno zmyć z tego tłuszcz z grilla i olej do amortyzatorów. Francja zrobiła na mnie doskonałe pierwsze wrażenie.

Jeśli ma się wykupiony nocleg, to karnet dla rowerzysty na 6 dni, czyli tak zwany Multipass kosztuje około €100. W cenie mamy dostęp do wszystkich wyciągów i bikeparków w okolicy. A jest tego sporo. Chatel, Morzine, Super Morzine, Les Gets + te po szwajcarskiej stronie, czyli Champéry, Val-d'Illiez, Morgins and Champoussin. Do tego w cenie karnetu wstęp na basen, miejski autobus i pewnie jakieś inne aktywności, o których nie wiem. Nie ma co nawet rozkminiać czy za taką cenę warto, czy może lepiej pojechać 8 razy na Palenice. No bo po co jechać aż do Francji skoro tam mamy 12 tras? :))


My tych wszystkich bikeparków niestety nie odwiedziliśmy. Duża w tym zasługa tragicznej pogody. Pierwsze dwa dni była lampa i 30 stopni, a następne trzy padał deszcz. W czwartek szczyty najwyższych gór obsypał śnieg, a i przy górnym wyciągu w Chatel można było go zauważyć. No ale tak to niestety bywa. Dlatego podczas wyjazdu jeździliśmy tylko w Chatel, Morzine i Super Morzine. Chcieliśmy jeszcze pojeździć w Les Gets, ale była duża kolejka i nie chciało się nam czekać. Moja jazda wyglądała więc tak: niedziela, poniedziałek: Chatel, wtorek: FIFA 2016, środa: Morzine w deszczu i w bagnie,  czwartek: przejażdżka rowerem pod wyciąg do Chatel i dwa zjazdy, piątek: Morzine, Super Morzine, próba Les Gets i jeden zjazd w Chatel.

Opiszę trochę jak tam jest, ale tak bardziej ogólnie. Wszystkich tras nie będę opisywał, bo musiałbym wydać książkę.

Chatel to chyba największy z wymienionych bikeparków. Jest w nim od groma tras, i trzy wyciągi (dwa do góry i trzeci z drugiej strony). Jak wjeżdżamy pierwszym to już od niego mamy tyle tras, że zdecydowanie wystarczy żeby się najeździć. A wjeżdżając jeszcze wyżej drugim, zyskujemy kolejne możliwości. Swoją drogą jak wjechałem tym drugim, to kopara mi opadała. Widoki takie, że mógłbym tam siedzieć cały dzień i tylko patrzeć.


Trasy zbudowane dla ludzi. To znaczy i dla ludzi i dla wariatów, bo każdy znajdzie tam coś dla siebie. Jak jesteś zwyczajnym rowerzystą, to możesz tam pojeździć po dobrze zrobionych bandach, polatać stoliki, gapy, step-up'y i dropy, ale wszystko możesz sobie ominąć lub pojechać inną fajną trasą. Jak jesteś trochę lepszy, to możesz się wybrać na jedną z czarnych, stromych zjazdowych propozycji. Znajdą się też wolniejsze, nie tak strome z korzeniami itp, przystępniejsze do roweru enduro. Ja byłem tam właśnie rowerze enduro (160/160) i nie powiedziałbym, żeby była to jakaś przeszkoda do tego by się dobrze bawić. Czasem pewnie duży full byłby lepszy ale endurówka całkiem spokojnie daje tam radę. Po prostu odpuszczałem stromizny i chodziłem na inne traski.
W Chatel jest też kilka na prawdę hardkorowych rzeczy jak np czarna trasa Zougouloukata. Na tej trasie oprócz dropów jest niemała hopa przez rzekę na którą napędzamy się skacząc po drodze ciekawą hopę z czegoś co przypomina podkład kolejowy wbity w ziemię.

(nie, to nie mój filmik)

Nie dane było nam niestety spróbować świeżo wybudowanego a-line'a który z wyciągu wyglądał na niesamowicie płynną i zajawkową trasę. Bandy pionowe, sporo hopek, wszystko idealnie wygładzone i ubite. Patrzyłem na to i byłem pełen podziwu dla tego ile ktoś musiał włożyć pracy w przygotowanie tej trasy. Wyglądało to przepięknie, ale niestety otwarli dopiero po naszym powrocie.

Nie ma co dużo gadać - w Chatel na prawdę jest co robić. Raz idziesz na bandy, raz na hopki, innym razem na korzenie, a jak masz ochotę to możesz też iść na kładki, które mnie osobiście trochę przerażały, bo bujały się jak szalone. I cały czas ktoś tam coś poprawia, dorabia itd. Klasa!


Morzine
W miejscowości Morzine są dwa bikeparki na przeciw siebie. Mam nadzieję, że nic nie mylę, ale jeden to po prostu Morzine, a drugi to Super Morzine. W Morzine po ulewach było średnio, ale dało się jeździć. Poza górną częścią czarnej trasy, gdzie było bardzo ciężko na śliskich korzeniach, dalej było całkiem spoko i trasa bardzo mi się podobała. Są tam jeszcze inne, bardziej flowowe linie, ale ich nie sprawdziliśmy, bo jako że dwa dni wcześniej odwiedziliśmy Super Morzine, gdzie mimo bagna bardzo się nam podobało, postanowiliśmy właśnie tam się udać na resztę dnia. Bo w Super Morzine jak sama nazwa wskazuje jest super. Zajawkowe bandy, dużo hopek, ekstra czerwona trasa i ekstra czarna. Doskonale się tam można wybawić. Tras jest mniej niż w Chatel ale fun chyba większy. Do tego jest tak, że pojeździsz zarówno jak jesteś amatorem jak i kozakiem. Ludzie, którzy zbudowali to miejsce wykonali na prawdę kawał dobrej roboty. Dodatkowego uroku temu miejscu dodawały chodzące po trasie krowy, choć nie wiem czy chciałbym taką spotkać na lądowaniu największej hopy. Mi w Super Morzine jeździło się mega przyjemnie.

Mimo kiepskiej pogody i tak się w ten tydzień najeździłem. Jedyne czego szkoda, to tego, że nie pojeździliśmy w Les Gets, czyli tam, gdzie ostatnio był Crankworx. Wydaje mi się, że tam również mogło być całkiem dobrze. Jako ciekawostkę dodam, że w piątek do Morzine pojechaliśmy samochodem - jest to to jakieś 70km,  a wróciliśmy górami i to w podobnym czasie. We Francji infrastruktura narciarsko rowerowa jest niesamowita i myślę, że u nas czegoś takiego nigdy się nie doczekamy (chciałem napisać, że przez co najmniej 20 lat, ale jak się zastanowiłem, to myślę, że nigdy). W Morzine zjechaliśmy przygotowaną trasą familijną (były na niej jakieś wałki itp), pod inny wyciąg. Nim znów gdzieś do góry, potem trochę dojazdówką i tam czekała na nas znów jakaś przygotowana trasa pośrodku niczego (a na niej dodatkowo gość w koparce, który coś poprawiał). Tą  trasą dojechaliśmy pod wyciąg w Chatel, wjechaliśmy na górę z jednej strony, i zjechaliśmy w dół z drugiej. Potem wsiedliśmy z rowerami do miejskiego autobusu i zajechaliśmy niemal pod sam dom. Bajka! Wsiadasz w jednym bikeparku, a wysiadasz w zupełnie innym i w ogóle się po drodze nie męczysz, a przy okazji trochę sobie jeszcze pojeździsz po zadbanych trasach. Coś pięknego!

Tutaj trochę moich ujęć z tych trzech bikeparków (dzięki GoBike.pro za kamerkę). Taki zlepek ujęć bez obróbki się chyba teraz tak modnie nazywa - RAW. Więc to jest RAW z Francji! Szału nie ma, ale można zobaczyć mniej więcej jak to wygląda. Jakbym nie zostawił w Polsce baterii, którą specjalnie kupiłem dzień wcześniej i gdyby pogoda była nieco lepsza, to może byłoby tego jeszcze trochę.


Tak podsumowując wyjazd, to mogę powiedzieć, że:
- w Alpach jest przepięknie,
- bikeparki są dobrze przygotowane i każdy znajdzie w nich coś dla siebie,
- jedzenie w sklepach nie jest tanie (bagietka €2, banany €2, kurczak i wołowina €11), więc lepiej zabrać dużo ze sobą,
- jedzenie w restauracjach jest strasznie drogie (mała pizza €12.50, zwyczajny hamburger z budki €7)
- infrastruktura jest rozległa i nowoczesna,
- każdy wyciąg ma sensowny uchwyt na rower, więc nie ma jakiegoś obijania, wieszania za siodełko itp,
- możesz tam zabrać swoją żonę/dziewczynę, która coś tam jeździ na rowerze po górach (czyli umie np zjechać niebieską w Koutach), bo bez problemu da sobie radę,
- kiedy siedzisz w bąbelkach, w otwartej części basenu w Chatel i patrzysz na Alpy, to czujesz się dobrze. Bardzo dobrze.
- Jakbym mógł, to pojechałbym jeszcze ze dwa, albo trzy razy w tym roku!

Jeżeli ktoś planuje jakiś rowerowy trip, to Francja jest dobrym kierunkiem. Ten cały obszar nazywa się Portes du soleil i bardzo, bardzo polecam wycieczkę w tamte rejony. Myślę, że każdy kto jeździ na rowerze powinien się choć raz w życiu tam wybrać i jestem pewien, że tego nie pożałuje.

Kurde... Wróciłem stamtąd 3 tygodnie temu, napisałem tego posta i strasznie mi się tęskno zrobiło. Za rok muszę tam pojechać jeszcze raz.